„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł ORGAZM
Magiczne słowo ORGAZM w co drugim piśmie dla kobiet straszy z okładek. Straszy, bo teraz każda kobieta ma prawo do orgazmu, tylko nie każda wie, co z tym prawem zrobić. Porady w pismach jakoś nie sprawiają, że na kobietę spływa dobrodziejstwo orgazmu, za to jego brak stał się dowodem, że coś jest z nią nie tak. Ta obawa dotyka nie tylko dojrzałe kobiety cierpiące na anorgazmię (niemożność przeżywania orgazmu), ale też dziewczyny ledwo wkraczające w seks. Ile razy słyszałam pytanie od 14-15 latek: co robić, nie mam orgazmu?! Więc wyjaśnijmy sobie:
Pkt.1. Kobieta (w przeciwieństwie do mężczyzny, ale o tym potem) nie rodzi się ze zdolnością przeżywania orgazmu, tej zdolności nabywa w toku swojego życia seksualnego.
Pkt.2. Orgazmu nie można nauczyć się z poradników czy gazet, nabycie nie oznacza wyedukowania, jest to raczej proces dziejący się niepostrzeżenie w miarę nabywania doświadczenia seksualnego, ale przede wszystkim zaufania do mężczyzny i wiary, że utrata kontroli nie musi kończyć się czymś złym.
Pkt.3. Brak orgazmu nie jest katastrofą życiową, nie świadczy o wartości kobiety, wiele kobiet nie doświadcza go, a i tak współżycie dostarcza im wiele przyjemności.
Co do pierwszego punktu:
Fakt, że mężczyzna, odkąd jest fizjologicznie do tego zdolny (czyli odkąd jego jądra i gruczoły towarzyszące produkują nasienie), potrafi mieć wytrysk i nie musi się tego uczyć, nie oznacza, że od tej chwili umie przeżywać orgazm. Orgazm nie jest równoznaczny z rozładowaniem napięcia seksualnego, o czym każdy doświadczony choć trochę mężczyzna wie. Stosunek płciowy stosunkowi nie równy, towarzyszy wytryskowi raz mniejsze, raz większe doznanie rozkoszy (patrz porównanie do akumulatorów w W JAKIM WIEKU MOŻNA ROZPOCZĄĆ WSPÓŁŻYCIE SEKSUALNE). Nawet przy masturbacji doznania są różne i zależą od towarzyszących temu fantazji. Jest więc to sprawa bardziej psychiki niż fizjologii, choć jedna wpływa na drugą. Są mężczyźni, którzy umieją oddzielić orgazm od wytrysku, czyli mogą go przeżywać bez wytrysku nasienia (zaleca to starożytna chińska filozofia tao, ale to wyższa szkoła jazdy dla bardzo już doświadczonych, na pewno nie takich, którymi, póki co, władają głównie hormony). Z tego wynika, że orgazm i rozładowanie napięcia seksualnego są ze sobą związane ale nie tożsame.
Większość kobiet umiejętność rozładowania napięcia posiada od „zawsze”, gdyż kobiety mają odpowiednik męskiego narządu płciowego w postaci łechtaczki. Zakończenia nerwowe są tam takie same, należy się więc spodziewać, że i doznania podobne, choć fakt, że u kobiet nie uwalnia się nasienie, jest zapewne istotną różnicą w przeżywaniu (patrz STREFY EROGENNE). Tego nikt do końca nie wie, bo nikt nie był za jednego życia mężczyzną i kobietą, nawet transseksualiści, którzy przeszli operację zmiany płci, całkowicie nie zamieniają się w osobę upragnionej płci przeciwnej.
Z punktu widzenia fizjologii, orgazm, to punkt kulminacyjny w czasie stosunku płciowego (nie koniecznie koitalnego - patrz STOSUNEK PŁCIOWY). W przebiegu stosunku najpierw energia seksualna rośnie, następnie osiąga swój maksymalny pułap, i gdy się pomieścić już w człowieku nie może, dochodzi do wybuchu energii, albo silnego ale spokojniejszego w przebiegu jej uwolnienia. Gdy nie ma orgazmu, a było podniecenie, nie ma tak spektakularnego uczucia ulgi z powodu wyzwolenia - powoli energia wraca do punktu, z którego zaczęła narastać. Poziom rozkoszy, jaki towarzyszy uwolnieniu energii, zależy od tego, jak duży obszar w nas był zaangażowany w przebieg stosunku płciowego (patrz: W JAKIM WIEKU MOŻNA ROZPOCZĄĆ WSPÓŁŻYCIE SEKSUALNE), a także od naszej gotowości psychicznej.
I tu przechodzimy do punktu drugiego…
…czyli do faktu, że możliwość przeżycia orgazmu głównie zależy od poziomu lęku na otwarcie się na drugiego człowieka i lęku przed utratą kontroli i to przy kimś. I jak to z lękiem bywa, jeden mija udobruchany dobrymi doświadczeniami, pozytywnie zakończonym testowaniem, czy ktoś jest godny zaufania i czym brak kontroli się kończy, inny - jest piętnem w naszej psychice odciśniętym złymi doświadczeniami z przeszłości, tak że żadna perswazja, żadne dowody, że teraz już nie ma się czego bać, nie działają.
Orgazm, w zależności od najbardziej erogennych miejsc, za sprawą których jest przeżywany, dzieli się na pochwowy i łechtaczkowy (patrz: STREFY EROGENNE), choć są tacy, którzy polemizują z tym podziałem. Jedno jest pewne - kobieta i mężczyzna wyposażeni są w dwa miejsca, których stymulacja może skończyć się przeżyciem orgazmu (choć są tacy, którym zdarza się przeżycie orgazmu bez „użycia” tych miejsc, np. w snach erotycznych, przy pobudzaniu piersi a nawet przy samym całowaniu się). Obie płcie wyposażone są w najbardziej erogenne punkty „męskiej i kobiecej natury” (o czym mowa przy okazji STREF EROGENNYCH), wydaje się więc oczywiste, że orgazm z ich udziałem będzie przeżywany w „męski” lub „kobiecy” sposób. Ale ponieważ wszelkie podziały są sztuczne i zawsze wkrada się coś, czego nigdzie zaliczyć się nie da, należy wspomnieć o orgazmie mieszanym - wówczas gdy stymulowane są jednocześnie oba miejsca. Z grubsza jest tak, że orgazm łechtaczkowy (czy w ogóle „męski”) łatwiej przychodzi, ale i łatwiej „odchodzi”, tzn. rozkoszy starcza na krócej, podniecenie szybciej wraca i domaga się rozładowania. Orgazm pochwowy („kobiecy”) dużo trudniej osiągnąć, związany jest z dopuszczeniem kogoś bardzo blisko, w głąb siebie, wymaga więc większego zaufania, przywiązania, bliskości, ale za to rozkosz przeżywana jest na głębszym poziomie a uczucie spełnienia utrzymuje się dużo dłużej. Taki opis oczywiście rodzi oceny, że jeden orgazm jest lepszy od drugiego. Nic bardziej mylnego - każdy z nich jest inny i zaspokaja różne potrzeby, ale oczywiście lepiej mieć wybór, niż go nie mieć, co nie jest przywilejem wszystkich. Jeżeli komuś trudno pogodzić się ze swoimi ograniczeniami na tym polu, a będzie już doświadczoną osobą w stałym, udanym, pełnym bliskości związku, może udać się na psychoterapię, by zbadać, co nie pozwala mu poddać się bez reszty ukochanej osobie, bo właściwie tak można by spuentować problem braku orgazmu.
Gdy mowa o orgazmie, czasem można usłyszeć o orgazmie przedłużonym, trwającym kilka minut (i znowu powód do czucia się gorszym).
Przy okazji tematu STOSUNEK PŁCIOWY, wyjaśniam, że u kobiety inaczej niż u mężczyzny (chyba że jest on taoistą), po przekroczeniu punktu kulminacyjnego stosunku, jeszcze przez jakiś czas poziom napięcia seksualnego, zanim zacznie wyraźnie spadać, utrzymuje się na wysokim poziomie (u mężczyzny po wytrysku gwałtownie spada). Tak więc kobieta bez ponownego podniecania się i gromadzenia energii (bo nadal ją ma na wystarczającym poziomie), może przeżyć kolejny orgazm. Jeśli takie kolejne orgazmy nałożą się na siebie, będzie wyglądało to na jeden bardzo długi. Nie wszystkie jednak kobiety gustują w orgazmie przedłużonym, wiele woli „raz a dobrze” i żadnego przedłużania nie toleruje. Są też kobiety, które nie przeżywają orgazmu jako jednorazowy wybuch energii, ale jako przedłużone, intensywne przeżycie rozkoszy, rodzaj transu. I znowu nie wolno rozstrzygać, co lepsze. Jedne wolą tak, inne inaczej.
Na szczęście seks to taki obszar naszego życia, w którym nikt nam nie może narzucić, co dla nas lepsze, gdzie nie ma prawa wtykać nosa i oceniać…
… (co, myślę, jest najlepszym przypisem do punktu trzeciego).