„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł A CO JEŚLI SIĘ OKAŻE ŻE JESTEM W CIĄŻY?
To pytanie pada tuż po: ile mam jeszcze czekać na miesiączkę?, a jeżeli nie dostanę, to co robić?…
Przy okazji powtórzę: opóźniająca się miesiączka ponad tydzień to wystarczający powód, by udać się do ginekologa i zbadać przyczynę opóźnienia, bo jak już pisałam (NIE DOSTAŁAM MIESIĄCZKI, POMOCY..) nie zawsze oznacza ciążę, częściej - oznacza coś zupełnie innego.
Ale co wtedy, gdy test wskazuje na zapłodnienie a lekarz nie wyklucza ciąży? Co wtedy, gdy powoli dociera świadomość, że prawdopodobnie to JEST CIĄŻA?
Pierwsza myśl - aborcja. W naszym kraju prawnie zabroniona, ale czy naprawdę to jedyny problem?… Często wam się wydaje, że gdyby tylko można było iść do lekarza i legalnie, za darmo dokonać zabiegu, nie byłoby żadnego problemu! Sprawa samej ciąży, pojawienia się na świecie dziecka nie istniałaby, bo to myśl nie do przyjęcia i też długo nie powstaje w waszych głowach. Jedyne, o czym myślicie, to o tym, z czym musielibyście się zmagać, a co w pierwszym rzędzie sprowadza się do: „co powiedzą ludzie”. Wstyd, lęk przed ujawnieniem się przed rodzicami, przed usłyszeniem od rówieśników „jesteś głupi”, „trzeba było myśleć wcześniej”, przed wyrzuceniem ze szkoły, odtrąceniem przez znajomych, potępiającymi spojrzeniami bogobojnych sąsiadek, plotkami, byciem miejscową atrakcją i sensacją… Myśl o stawieniu temu czoła pojawia się na samym końcu, o ile pojawia się w ogóle. Równie dalecy jesteście od wyobrażenia, jakby to mogło być - w tym wieku mieć dziecko i jak sobie z tym można poradzić.
Zagubienie i przerażenie przesłaniają wam racjonalne myślenie, zakłócają kontakt z rzeczywistością i własnymi głębszymi uczuciami. Aborcja (o czym piszę w artykule ABORCJA), mimo zakazu przecież dostępna, o ile uzbiera się odpowiednią ilość pieniędzy i w odpowiednich miejscach drąży temat, jest równie trudną decyzją, co ta o urodzeniu dziecka i może mieć równie dramatyczne, choć innego rodzaju, konsekwencje. Świadomość tego niestety często przychodzi za późno - już po aborcji dokonanej w zaślepieniu lękiem. Kiedy jest się przerażonym dzieckiem, a w takim stanie ducha jesteście, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie ciąży, myśli się tylko o jednym -jak się pozbyć problemu, jak odwrócić los, jak wrócić do szczęśliwego stanu „sprzed”. Problem w tym, że aborcja stanu „sprzed” wam nie zwróci. Powrotu nie ma. Konsekwencji ani ciąży ani aborcji nie da się uniknąć, nawet jeśli są to tylko uczucia i myśli. Z tymi uczuciami i myślami będziecie musieli żyć do końca życia, a jeśli zaprzeczycie im - spokój może być pozorny. Potęga nieświadomości jest wielka, ale kto o tym myśli, gdy w głowie ma tylko panikę przed ciążą i staniem się rodzicem.
Inną decyzją może być donoszenie ciąży i oddanie po urodzeniu dziecka do adopcji. Wtedy jednak trzeba przeżyć cały czas ciąży, ludzkie spojrzenia i plotki, a potem rozstanie z narodzonym dzieckiem. Są organizacje (głównie kościelne) pomagające kobietom, które się na to decydują. Ale ani decyzja o aborcji, ani o oddaniu dziecka do adopcji, nie da cudownego wyzwolenia. Być młodocianym rodzicem czy pozbyć się dziecka to nie wybór między złym i dobrym rozwiązaniem. Z jednym i drugim będziecie odtąd żyć, dlatego musicie wybrać, co dla was, w waszych uczuciach i sumieniu jest dobre, musicie kierować się przyszłością, a nie teraźniejszością i chwilową ulgą.
Prawda jest taka, że nikt z was w takim momencie nie jest w stanie wykazać się aż taką dorosłością i przytomnością umysłu. Macie mętlik i nie jesteście w stanie rozpoznać rzeczywistości, często dużo mniej zagrażającej niż wam się wydaje. W takiej chwili MUSICIE znaleźć kogoś zaufanego, starszego, doświadczonego, bo sami sobie nie poradzicie. Taka sytuacja przerasta niejednego dorosłego, a co dopiero nastolatka. Musicie przełamać wstyd i obawy, często głównie narosłe w waszych głowach i zwrócić się do kogoś po pomoc. I najczęściej, wbrew temu, co myślicie, najlepiej jest się zwrócić do rodziców. Pierwsza ich reakcja może być różna, w końcu to też dla nich szok, ale gdy ochłoną, przemyślą, na ogół okazują się najbardziej pomocni. Jeśli się jednak nie sprawdzą, poszukajcie wśród dalszej rodziny, zaprzyjaźnionych dorosłych, a jeśli i tu nie znajdziecie, to jeszcze nic straconego. Są organizacje niosące w takiej sytuacji pomoc. Warto skorzystać z doświadczeń tych, którzy najlepiej wiedzą jak to jest, bo sami przez to przeszli. Wielu z nich ma już dorosłe dzieci i z perspektywy lat nie żałują. Ci, którzy dokonali aborcji albo oddali dziecko do adopcji, dopiero po latach mogą ocenić słuszność tej decyzji. Jedni widzą, że tak było lepiej, inni wyrzucają to sobie. Ale doświadczenie tych ludzi jest nieocenione, to od nich dowiecie się o wszystkich za i przeciw, co pomoże wam podjąć decyzję i przetrwać trudne chwile. Jednak pamiętajcie, że to musi być wasza suwerenna decyzja. Nikt nie może jej podjąć za was, choć tak by się chciało na kogoś zrzucić odpowiedzialność i musicie być pewni, że nie daliście sobie niczego wmówić. Czyjeś zdanie to jego osobiste preferencje będące wypadkową jego psychiki, jego obaw, doświadczeń, z którymi wy możecie nie mieć nic wspólnego, mimo podobieństwa przeżyć. Każdy jest inny, każdy ma inaczej, dlatego cudza opinia może być tylko kolejną informacją, którą się sprawdza - „jak to się ma do mnie”. Takich osób, takich informacji możecie poszukać np. na stronie http://www.nieletnirodzice.org.prv.pl
Wyrzucanie sobie głupoty, braku odpowiedzialności, łajanie się za to, że do tego się dopuściło, już nie ma sensu. Niczego nie zmieni. Chowanie głowy w piasek, czekanie na cud, zamiast zrobienie testu i pójście do ginekologa, unikanie konfrontacji z prawdą, z jednoznaczną odpowiedzią, to tylko odsuwanie nieuniknionego, dziecinne udawanie że jest inaczej niż jest. Jest czas siania i czas zbiorów. „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz” i właśnie przyszedł czas zmagania się z konsekwencjami. Na tym polega dorosłość, choć oczywiście lepiej nie dorośleć w tak trudnych okolicznościach.
Kiedy pytacie mnie CO ROBIĆ, mogę tylko przypomnieć, że rozpoczynając współżycie podjęliście ryzyko, bo przecież nie ma stuprocentowego zabezpieczenia przed zapłodnieniem, a jeśli byliście nierozważni i na bakier z antykoncepcją… cóż… „przyszedł czas zbiorów”.
Nie tylko sami jesteśmy odpowiedzialni za to, co się nam przydarza, ale i sami musimy borykać się z konsekwencjami naszych wyborów, także tych nieświadomych, tych beztroskich, bezmyślnych i głupich. „Sami” nie oznacza „w samotności”. Nikt nie zdejmie z was ciężaru konsekwencji nierozważnego postępowania, ale może was wesprzeć, służyć dobrą radą, towarzyszyć wam w trudnych chwilach nawet nic nie robiąc (czasem nie bardzo jest co…), ale sama świadomość, że ma się przy sobie przyjazne dusze, już wiele daje. Są oczywiście konkretne problemy, z którymi będziecie musieli się zmierzyć, tym bardziej potrzebujecie mądrych dorosłych wokół siebie, ale nie żyjecie w próżni, nie jesteście pierwszymi, którym się to przydarza; istnieje pomoc prawna, materialna, mieszkaniowa i inna dla młodocianych rodziców.
Moją rolą jest przekazywanie wiedzy, która może Was uchronić przed takimi sytuacjami i staram się jak mogę wywiązać z tego. To wszystko co mogę, no może jeszcze ściągam was na ziemię, gdy w panice miotacie się w komentarzach pod artykułami PIERWSZE OBJAWY CIĄŻY i NIE DOSTAŁAM MIESIĄCZKI, POMOCY.
Pewnie zauważyliście, że napisałam ten artykuł nie tylko do dziewcząt. „Co robić” w równym stopniu dotyczy przyszłego czy niedoszłego ojca.
Konsekwencje decyzji spoczywają na obojgu, choć oczywiście większe na kobiecie.
A do tych z was, którzy przeczytali ten artykuł a nie mają takiego problemu: Skłonni jesteście myśleć, że owszem, to się może przytrafić, ale nie Wam… To zajrzyjcie tu, gdy….
…a jednak? Przyszło ponieść konsekwencje nieostrożności, niefrasobliwości, braku wiedzy, przekonania że jesteście wszechmocni i wam się to nie zdarzy… a może zrobiliście wszystko, co było można, aby się zabezpieczyć, a jednak trafiło na was - ten najmniejszy procencik nieskuteczności antykoncepcji? To jest właśnie życie - nie zawsze jest tak, jak byśmy sobie życzyli, przeważnie jest inaczej ;) i tym, którym przyjdzie skonfrontować się z tą życiową prawdą (w temacie niechcianej ciąży) jeszcze raz polecam stronę www.nieletnirodzice.org.prv.pl
A tu odpowiedź dla niektórych przyszłych ojców, którzy twierdzą, że:
ONA MNIE WROBIŁA
Mówiła, że jest bezpłodna, że ma dni niepłodne, że jest zabezpieczona…
Po pierwsze…
Nawet, jeśli pomyliła się, nie dopilnowała, co jak wiadomo jest nieświadomym dążeniem ku posiadaniu dziecka (czyli podświadomie dążyła do zapłodnienia, bo pragnęła mieć dziecko czy chciała mieć dziecko z tobą), to nie zrobiła tego perfidnie.
Może teraz wziąć odpowiedzialność za swoją podświadomość, ale wtedy nie mogła jej w pełni kontrolować. Cała reszta też jest poza jej i twoją kontrolą. Hormony żyją swoim życiem, dni płodne i bezpłodne zależą od wielu czynników, na które wprost nie mamy wpływu, nie ma bezawaryjnych środków antykoncepcyjnych, a bezpłodnym na 100% jest tylko ten, kto ma wycięte wewnętrzne narządy płciowe. Jeśli więc decydujesz się współżyć i masz nadzieję na pełną kontrolę nad zapłodnieniem, to nie masz kontaktu z rzeczywistością, tylko żyjesz w złudzeniach. Gdy te złudzenia padają, możesz mieć pretensje tylko do siebie, że byłeś na tyle głupi, że swoje nierealne mrzonki wziąłeś za prawdę. Przekonanie, że ktoś Cię wrobił, jest obroną przed świadomością, że sam się wrobiłeś biorąc złudzenia za rzeczywistość. Nikt nie ma pełnej kontroli nad rzeczywistością, bo rzeczywistość nie zależy tylko od nas. Kto myśli inaczej, zatrzymał się w rozwoju na poziomie niemowlęcia, któremu się zdaje, że pierś matki należy do niego i to ono sprawia, że przychodzi i odchodzi. A jeśli tak się nie dzieje, jest przekonane, że pierś mu robi na złość.
Po drugie…
Jeśli twoim sposobem na bycie z ludźmi jest zmuszanie ich do twojej wizji (czyli mają robić to, co ty chcesz, jak tobie wygodnie), licz się z tym, że jedyną odpowiedzią będzie z ich strony to samo.
Jeśli terroryzujesz innych swoim krzykiem, swoim zachowaniem, którego mają dość i ustępują Ci tylko w imię świętego spokoju, jeśli stosujesz psychiczną przemoc, by postawić na swoim nie licząc się z tą drugą stroną, i nie widząc, że jej pragnienia są odmienne, ona przestanie liczyć się z tobą. Swoją wizję będzie realizować podstępnie. Im bardziej jesteś psychicznym terrorystą, tym jej podstęp będzie bardziej ukryty, nawet przed nią samą (jawnie nie odważyłaby się przecież wystąpić przeciw tobie, nawet w myślach). A z nieświadomością nie wygrasz. Ani ze swoją ani z cudzą. Jeśli nie zezwalasz swoim i czyimś pragnieniom dochodzić do głosu jawnie, zejdą do podziemia i wtedy nie masz z nimi szansy. Dopną swego poza twoją kontrolą wykorzystując nieuwagę, pomyłki i słabą formę. I tylko sobie to zawdzięczasz, bo znowu - żyłeś w złudzeniu, że możesz zmusić świat, by kręcił się podług Twoich roszczeń.
Jakim prawem żądasz, by było tak, jak ty chcesz, a inni mają rezygnować z siebie? Niby kim jesteś, Panem Bogiem, że wszyscy mają się do Ciebie dostosować?
Skoro tak myślisz, to masz za swoje. Druga osoba prędzej czy później postawi cię w sytuacji bez wyboru, tym samym zakomunikuje „a właśnie, że będzie tak, jak ja chcę” i możesz podziękować za to tylko sobie samemu. Gdybyś wcześniej zachowywał się dojrzale, nie doszłoby do tego.
Po trzecie…
Jeśli nadal uważasz, że możesz zmuszać innych, by potwierdzali twoją złudną wizję świata, w której liczysz się tylko ty i twoje potrzeby i zmuszasz kobietę do aborcji, może pora zauważyć, że robisz to także przeciwko sobie.
Wiem, że nie możesz tego znieść, bo aborcja nie zależy od ciebie, jesteś w tym momencie zależny od woli kobiety, bo to w jej a nie w twoim brzuchu jest zarodek i nie możesz nim rozporządzać. Wiem, że będziesz manipulował wpuszczaniem ją w poczucie winy, szantażował i wynajdował wszelkie najmniejsze powody, dla których nie możesz mieć dziecka (które są tylko i wyłącznie twoimi chorymi wymysłami, o czym powie ci każdy, kto dziecko miał). I wiem, że będziesz to robił dotąd, dokąd nie upłynie dopuszczalny termin aborcji. Nie spoczniesz, dopóki będzie jakakolwiek szansa postawienia na swoim. Jesteś przy tym tak zajęty sobą, że nie widzisz ani kobiety, która teraz potrzebuje miłości, czułości i spokoju i która sama jest przerażona i potrzebuje wsparcia a to, co robisz wykańcza ją fizycznie i psychicznie, ani dziecka, które się rozwija w jej łonie. Tak, tak, to TWOJE dziecko, które już nienawidzisz, bo nie zgadza się z twoją wizją i śmie nie kręcić się wokół ciebie od samego poczęcia, tylko wymaga kręcenia się wokół niego. Jesteś w stanie wyjść poza czubek swojego nosa i pomyśleć chwilę, co robisz matce twojego dziecka i twojemu dziecku? Że prawdopodobnie ona już zawsze będzie miała żal o to, co teraz jej robisz, że może nie umieć ci tego wybaczyć i wasz związek będzie na zawsze tym „skażony”, nawet, jeśli pozornie będzie wszystko OK? I że narażasz swoje dziecko maltretując psychicznie jego matkę? A jeśli poroni? Jesteś w stanie uczciwie powiedzieć na głos „Mam to wszystko gdzieś”? Jeśli tak, to pora się leczyć, bo nie masz szans na szczęśliwe życie.
Jeśli nie radzisz sobie z myślą, że masz zostać z ojcem, zamiast znęcać się nad przyszłą matką, skorzystaj z pomocy psychoterapeuty. To dużo dojrzalsze rozwiązanie!