„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł ABORCJA
To temat, który budzi wiele emocji. Po jednej stronie przeciwnicy zabijania nienarodzonych dzieci, po drugiej obrońcy praw kobiet – prawa do wolności osobistej i stanowienia o sobie. Jedni i drudzy używają mocnych słów, lub przeciwnie – owijają w bawełnę to, co chcą uciszyć w swoich sumieniach. Przeciwnicy zrównują aborcję z morderstwem, tym samym wykorzystują do swoich celów powszechną odrazę do dzieciobójstwa. Dla nich momentem zaistnienia człowieka jest połączenie komórki jajowej z plemnikiem. Walczący o prawo do aborcji ośmieszają używane przez przeciwników pojęcie „życie poczęte”, bo przecież każde życie takie jest, nie ma innego. Argumentują, że poczęcie nie jest punktem w czasie, ale procesem długotrwałym, a połączenie dwóch żywych komórek płciowych (komórki jajowej i plemnika) nie tworzy człowieka, lecz zygotę i chociaż ta nowopowstała komórka ma genetyczny materiał taki sam, jak człowiek, do ukształtowania organizmu człowieka jeszcze daleka droga, w czasie której dochodzi do naturalnej eliminacji niektórych zarodków i częste jest zjawisko samoistnego poronienia. Gdy jedni używają określeń „odsysanie tkanki ciążowej”, drudzy epatują strasznymi zdjęciami, na których widnieją pokawałkowane płody z wyraźnie wykształconymi wszystkimi częściami ludzkiego ciała i kpią z rozważań „od kiedy człowiek jest człowiekiem, a do kiedy jeszcze nim nie jest”. Mówią, że nikt, nawet matka, nie ma prawa podejmować decyzji o śmierci nienarodzonego dziecka. Na dowód, że wszystko powinno być w rękach Boga, sypią przykładami geniuszów, wielkich artystów z wielodzietnych rodzin, którzy urodzili się jako dziesiąte czy piętnaste dziecko, czyli we współczesnych czasach, w „cywilizowanym” świecie mieliby marne szanse na zaistnienie. Zwolennicy prawa do aborcji przypominają, że nie wystarczy urodzić, trzeba jeszcze zapewnić dziecku godny byt, że są kobiety, które z racji swojej niedojrzałości psychicznej czy złej sytuacji życiowej robią dziecku krzywdę wydając je na świat. Przeciwnicy na to, że przecież można oddać noworodka do adopcji. Nie dostrzegają w tej sprawie kobiety, która przeżywa dramat, dla nich liczy się tylko dziecko. Zwolennicy – że nie każda kobieta jest psychicznie zdolna do takiego czynu – oddania dziecka, które nosiła w łonie 9 miesięcy i wydała na świat, że może warto byłoby liczyć się ze zdaniem i uczuciami kobiet a także z konsekwencjami dla dziecka bycia niechcianym w łonie i odrzuconym po urodzeniu…
Przeciwnicy i zwolennicy prawa do aborcji stoją po obu stronach barykady i wysuwają najcięższe działa, żadna ze stron nie widzi, że tej bitwy nie można wygrać. Bo problem w tym, że jedni i drudzy mają rację i żadne z rozwiązań nie jest dobre: ani aborcja ani nieliczenie się z kobietą, która nie chce urodzić dziecka. Ten problem da się rozwiązać tylko w jeden sposób: nie dopuszczając do niechcianej ciąży. Ale kolejny problem jest taki, że Ci, którzy najwięcej krzyczą o zakazie aborcji, wetują także edukację seksualną w szkołach i sprzeciwiają się stosowaniu środków antykoncepcyjnych. Jedynym wyjściem, biorąc pod uwagę małą skuteczność metod naturalnych, jest zrezygnować z seksu. Wariant inny, zezwalający na seks, byleby nie przed ślubem: być kochającym po grób, wiernym małżonkiem, który uwielbia dzieci w każdej ilości i ma szczęście mieć na ich wychowanie warunki. Taki idealistyczny obraz świata, przez zwolenników ustawy antyaborcyjnej uważany za jedyny obowiązujący, jest wyrazem ślepoty na rzeczywistość: ludzie są różni, nie każdemu udało się mieć szczęśliwe dzieciństwo i dzięki temu szansę na szczęśliwe życie, nie każdy sobie umie je ułożyć, nie każdemu los sprzyja, życie niesie niespodzianki i dramaty, o których nikomu się nie śni.
Nikt nie wie, co by zrobił, co by przeżywał, dopóki sam nie znajdzie się na miejscu kobiet zastanawiających się nad aborcją. Nawet jeśli teraz wydaje mu się, że z decyzją nie miałby żadnego problemu, tak naprawdę NIC NIE WIE, dopóki sam tego nie doświadczy. Nikt, żaden mądrala wydający to czy inne prawo, przyzwalający czy zakazujący aborcji, nie ma pojęcia, co to naprawdę znaczy, jeśli sam tego nie przeżył: nie chciał dziecka, które właśnie wykluło się z zapłodnionego jaja i przytwierdziło do ściany macicy. Na ogół też ma za mało wyobraźni, by przewidzieć dramatyczne sytuacje, w jakich znajdują się niektóre kobiety.
Czy więc o wyborze powinno decydować prawo, czy kobieta?
To prawda – do 1993 roku, zanim uchwalono w Polsce zakaz przerywania ciąży, swobodny dostęp do aborcji sprawiał, że niektóre kobiety lekkomyślnie podejmowały tę decyzję, a wielu lekarzy nie zawracało sobie głowy rozmową z nimi - ta sprowadzała się suchej informacji o ewentualnych następstwach, bez próby sprawdzenia czym rzeczywiście kobieta się kieruje, czy to przemyślała i czy wie co robi. Owszem, byli i wówczas lekarze, którzy rozmawiali, przekonywali i dzięki temu niejedno dziecko przyszło na świat. Byli też tacy, którzy w zgodzie ze swoimi zasadami odmawiali zabiegu. Jednak tamten czas przed uchwaleniem zakazu aborcji wydaje się równie ciemną kartą w historii, co ten teraz, po. W Polsce od roku 1956 (kiedy weszła ustawa dopuszczająca dokonanie aborcji przez kobietę będącą w ciężkim położeniu materialnym lub trudnej sytuacji życiowej) do roku 1993 faktycznie obowiązywał w odniesieniu do pierwszych 12 tygodni ciąży model zabiegów na żądanie. Ich roczną liczbę szacowano w latach 70. i 80. na 250-800 tysięcy. Część z tych aborcji miała swoje głębokie uzasadnienie, część była dla wygody, ze strachu, z bezmyślności lub traktowana jako antykoncepcja „po”. Liberalna ustawa rzeczywiście ułatwiała bezmyślną decyzję, ale nie ustawa była temu winna, lecz brak edukacji i brak pomocy psychologicznej, a w tej sprawie nic się nie zmieniło, a nawet jest gorzej, bo szczytne idee zasłaniają realne życie.
Bez względu na wagę powodów, każda z tych kobiet płaci za swoją decyzję, część z nich po fakcie żałuje. Czasem płaci kłopotami z zajściem w kolejną ciążę czy w donoszeniu jej, czyli - o perfidio losu! - bezskutecznym staraniem się o dziecko, czasem oziębłością seksualną, ale przede wszystkim urazem psychicznym, który ZAWSZE pozostaje po aborcji, choć część tych kobiet zaprzeczy temu ostatniemu. Działa tu prosta zależność – im bardziej kobieta boi się przeżyć poczucie winy i żal, czyli im mniej takich uczuć doświadczyła po przerwaniu ciąży, tym głębiej zostają one zepchnięte w podświadomość i dają o sobie znać w takiej postaci, w jakiej większość nie rozpoznaje konsekwencji aborcji. Jaki by dramat nie krył się za tą decyzją, bez względu na to, czy jedyną słuszną, każda kobieta staje (choć nie każda świadomie) wobec ogromnego konfliktu wewnętrznego: jakąś częścią siebie nie chce zabijać rozwijającego się w łonie dziecka, a jakąś nie chce go urodzić. Gdy opowiada się za drugą stroną konfliktu, musi poradzić sobie z tą pierwszą, np. umniejszając wagę swojego czynu, aborcję widząc jako błahy zabieg… Większość z tych kobiet obiera strategię uciekania od problemu (np. w jakąś aktywność: w pracę, w wir spotkań towarzyskich, w podróże…) i nie myślenia o tym, co zrobiły: „bo skoro musiały i tak miało być, to co da myślenie i cierpienie na próżno”. Jeśli trafią na psychoterapię, dogrzebują się pokładów uczuć związanych z przerwaniem ciąży, które dopóki tkwią w podświadomości, często są psychiczną barierą dla urodzenia następnego dziecka.
Cóż, nie ma co udawać, także przed samym sobą – przerwanie ciąży, aborcja, zabieg, wyłyżeczkowanie, odessanie tkanki ciążowej a także nieinwazyjna aborcja farmakologiczna, jakbyśmy tego delikatnie nie nazwali, jest aktem niszczenia życia, w dodatku decyduje się na to matka wobec swojego potomka. To wielki akt odwagi, o ile ktoś to robi świadomie, lub, jak kto woli, wielki akt tchórzostwa, ale odwagę też trzeba mieć, żeby potem z tym żyć. Jak więc ważna musi być przyczyna aborcji, żeby decydować się na takie przeżycia! Choć nie zawsze jest to decyzja dojrzała i nie każdy psychicznie umie z nią dać sobie radę. Udawanie, że to nic takiego, zapominanie, czym jest w rzeczywistości, służy poradzeniu sobie z poczuciem winy i ogromnym żalem. Jeśli coś mogłoby powstrzymać kobietę, to właśnie te uczucia i jeśli jest jakakolwiek możliwość zrezygnowania z planowanej aborcji, to one powinny być jedynym tego powodem. Kiedy za kobiety reguluje to prawo, zapominają, że to przede wszystkim ich wybór, skupiają się na przekonaniu, że ktoś decyduje za nie, że odbiera im prawo wyboru, więc muszą się temu przeciwstawić, bo to ich życie, walczą zamiast przeżywania i głębokiej refleksji i… wyjeżdżają do krajów sąsiednich na zabieg usunięcia ciąży (tzw. turystyka aborcyjna), kombinują nielegalne u nas farmakologiczne środki poronne lub docierają do aborcyjnego podziemia, czyli lekarza, który dokonuje aborcji za duże pieniądze. Paradoksalnie – gdyby kobieta miała prawo wyboru, gdyby czuła, że to od niej zależy i jednocześnie gdyby ktoś z nią poważnie, głęboko, z wyczuciem i zrozumieniem porozmawiał, dlaczego musi decydować się na tak dramatyczny krok, gdyby wsparcie dla kobiety decydującej się jednak na urodzenie dziecka, nie ograniczało się do momentu podejmowania decyzji, lecz gdyby istniała rzeczywista pomoc psychologiczna i materialna dla matki z dzieckiem, aborcji byłoby dużo mniej. A także – gdyby była pomoc, przede wszystkim psychologiczna, dla kobiet decydujących odwrotnie, zamiast atmosfery przestępstwa, zamiast nękania ich, braku zrozumienia i karmienia ideami, które mają się nijak do ich rzeczywistości, byłoby później mniej dramatów życiowych, depresji i wydanych pieniędzy na leczenie bezpłodności. Bezduszny zakaz nie zlikwiduje aborcji, gdyż jest pogwałceniem osobistych, niepisanych praw człowieka. Również pomysł, by kobiety, które dziecka nie chcą, były inkubatorami dla dzieci bezskutecznie starających się o potomstwo rodziców, jest mrożący krew w żyłach i niczym nie różni się od propozycji, by kobiety dzieliły los zwierząt z ferm hodowlanych.
Niestety, szczytne idee czynią ślepymi na fakt, że tak działa psychika ludzka: brak zrozumienia wywołuje głębokie poczucie krzywdy, a zakaz i nakaz przytępia sumienie i rodzi bunt.
Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny przeprowadziła badania nad skutkami wprowadzenia ustawy antyaborcyjnej. A oto wyniki: Ustawa antyaborcyjna nie zlikwidowała i najprawdopodobniej nie zmniejszyła zjawiska aborcji. Skala tego zjawiska może - w wielkim przybliżeniu - wynosić od 80.000 do 200.000 aborcji rocznie.
Nielegalne aborcje wykonuje się masowo w gabinetach prywatnych. Zjawisko to określane jest mianem podziemia aborcyjnego. Prywatnie przerywane są ciąże także wtedy, gdy kobieta ma ustawowe prawo do legalnej i bezpłatnej aborcji w publicznej placówce służby zdrowia.
A także:
Zjawisko turystyki aborcyjnej nadal występuje, choć znacznie się zmniejszyło w porównaniu z badaniami Federacji z 1996 r. i ma obecnie charakter raczej indywidualny niż zorganizowany.
W szpitalach publicznych prawie w ogóle nie wykonuje się aborcji, nawet wtedy, gdy prawo na to zezwala. Szpitale stosują taktykę odsyłania kobiet do innych placówek, utrudniając w ten sposób kobietom dostęp do legalnej aborcji. Takie asekuracyjne zachowanie personelu medycznego wobec aborcji wynika z obawy przed możliwymi konsekwencjami prawnymi i służbowymi. Wiedza w społeczeństwie, w tym również wśród pracowników służby zdrowia, na temat ustawowych warunków dopuszczalności aborcji jest niedostateczna, co poważnie wpływa na sytuację kobiet, jeszcze bardziej ograniczając dostęp do legalnej aborcji.
Z wieloletnich doświadczeń Federacji wynika, że ustawa antyaborcyjna przyczyniła się do wielu ludzkich dramatów, spowodowała rozmaite problemy i komplikacje życiowe oraz zdrowotne setek tysięcy kobiet w Polsce. Przeprowadzone badania prowadzą do wniosku, że restrykcyjna ustawa wywołuje wyłącznie negatywne skutki. Ustawa ta powinna być jak najszybciej zmieniona.
Tyle badania Federacji, ale na jakąkolwiek zmianę nie zanosi się, a jeśli już, to raczej w stronę zaostrzenia prawa.
W naszym kraju ustawa o ochronie płodu ludzkiego, która obowiązuje od 1993 roku, dopuszcza aborcję tylko w takich wyjątkach, jak zagrożenie życia lub zdrowia kobiety, gwałt, nieodwracalne uszkodzenie płodu. Wg tej ustawy aborcja może być dokonywana tylko w państwowych szpitalach. Karze pozbawienia wolności do lat 3 podlega każdy, kto z naruszeniem przepisów ustawy przerywa ciążę za zgodą kobiety, udziela jej w tym pomocy lub ją do tego nakłania (art. 152 kk). Gdy płód osiągnął zdolność do samodzielnego życia, kara wynosi od 6 miesięcy do lat 8. Kobieta, która podda się zabiegowi przerwania ciąży lub sama ją przerwie nie jest - zgodnie z obowiązującym prawem - karana w żadnym przypadku.
Zgodnie z art. 4a ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (Dz. U. z 1993 nr 17, poz. 78, DZ. U. z 1996 nr 139, poz.646, ostatnia zmiana Dz. U. z 1997 roku, Nr 157, poz. 1040) przerwanie ciąży jest legalne:
Jeśli ktoś chce przeczytać tekst całej ustawy, niech wejdzie na stronę: www.federa.org.pl
Zapisy te jednak nie są do końca sprecyzowane i często zdarza się, że lekarze, mimo argumentów przemawiających za aborcją, odmawiają dokonania jej. Ustawa ustawą, a życie życiem:
Zapis ten, chociaż teoretycznie umożliwia ochronę zdrowia i życia kobiet, jest trudny do wyegzekwowania, pozostawia bowiem lekarzowi decyzję o tym, czy zagrożenie jest wystarczające, by zezwolić na przerwanie ciąży. Kobieta nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Nie istnieje żaden wykaz chorób uprawniających do przerwania ciąży. Dodatkowym utrudnieniem jest, nie znajdująca poparcia w ustawie, praktyka kwestionowania przez lekarzy ginekologów lub władze szpitala zaświadczeń wystawionych przez innych lekarzy. Obowiązująca ustawa w praktyce całkowicie pozbawia kobiety możliwości decydowania o swoim zdrowiu. Równie trudno wyegzekwować prawo do aborcji w pozostałych przypadkach przewidzianych w ustawie.
Przerwanie ciąży z tego powodu jest dopuszczalne do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety. Wystąpienie okoliczności uprawniających do przerwania ciąży musi potwierdzić inny lekarz niż ten, który dokonuje zabiegu. Także i w tym przypadku nie określono wymagań dotyczących formy zaświadczenia.
Przerwanie ciąży jest w takiej sytuacji dopuszczalne, jeżeli od początku ciąży upłynęło nie więcej niż 12 tygodni. Zaistnienie okoliczności uprawniającej do przerwania ciąży stwierdza prokurator. Należy podkreślić, że okolicznością taką jest już uzasadnione podejrzenie gwałtu, kazirodztwa lub innego czynu zabronionego - a nie udowodnione przestępstwo.
Wydaje się, że uwzględnione powody przerwania ciąży są wystarczające, by nie mieć żadnych wątpliwości. Jeśli jednak prześledzić je od strony etyki, przestają być takie oczywiste. Współczesna medycyna stwarza warunki kontrolowania rozwoju płodu. USG i badania prenatalne są dla jednych prawdziwym dobrodziejstwem, pozwalają uniknąć narodzin dziecka z poważnymi wadami genetycznymi i wydaje się, że rodzice mają prawo o tym decydować, by ich dziecko nie cierpiało za życia i gdy nie czują się na siłach go wychowywać. Dla innych są naruszaniem prawa do życia dla wszystkich i porównują je z hitlerowskimi metodami eliminowania osób chorych genetycznie. Mówią, że to nie supermarket, gdzie można iść i wybrać sobie dziecko jak produkt lub wymienić na lepsze. Jak widzicie nawet w tej sprawie nie ma jednoznacznych odpowiedzi i każda decyzja o aborcji, nawet jeśli dziecko pochodzi z gwałtu lub wiadomo, że będzie znacznie upośledzone, dla rodziców czy matki tego dziecka jest prawdziwym dramatem.
Zanim opiszę metody aborcyjne, garstka informacji o „naturalnej aborcji” czyli o tym, jak natura eliminuje zarodki i płody w różnych stadiach rozwoju:
8 – 12% zygot to „puste jaja płodowe” bez zarodka
30 – 50 % embrionów ulega naturalnemu poronieniu jeszcze przed zagnieżdżeniem się w macicy
około 20% pozostałych zarodków jest poronione już po zagnieżdżeniu się w macicy
Oznacza to, że od 50% do 75% zarodków ulega naturalnemu poronieniu, czyli w przybliżeniu na 100 noworodków drugie 100 lub 150 nie rodzi się, choć było poczęte.
Czym w rzeczywistości jest aborcja:
Oto suchy zapis w encyklopedii:
Aborcja: sztuczne zakończenie ciąży w okresie, gdy płód jest niezdolny do życia poza macicą, tj. podczas pierwszego i części drugiego trymestru ciąży; najczęściej stosowaną metodą przerywania ciąży jest rozszerzenie kanału szyjki macicy i usunięcie płodu przez wyłyżeczkowanie jamy macicy; przerwania ciąży można również dokonać przez odessanie za pomocą aspiratora; w ciążach bardziej zaawansowanych przez prowokację porodu (do wzniecenia skurczów macicy stosuje się oksytocynę oraz prostaglandyny), zabieg jest stosowany jedynie w wyjątkowych przypadkach. Do ostatnio wprowadzonych należą środki farmakologiczne określane jako antykoncepcja po stosunku płciowym, blokujące rozwój zarodka w najwcześniejszej fazie; mogą one być stosowane jedynie doraźnie, ze względu na silnie szkodliwe działanie uboczne. (źródło: Złota Encyklopedia PWN 2003 r.)
Metody przerwania ciąży (przerwanie ciąży do 9 tygodnia - tzw. wczesna aborcja)
Metody te opiszę tylko pobieżnie, bo to nie miejsce na medyczne opisy, ale przy okazji wspomnę o kolejnym, powszechnym paradoksie - im coś bardziej zakazane, tym łatwiejszy do tego dostęp: w internecie można znaleźć dokładne instrukcje jak dokonać aborcji, jak załatwić potrzebne do tego tabletki. Nie muszę chyba wspominać, czym grozi robienie tego bez opieki lekarza, ale to właśnie jeden z kosztów odebrania kobietom prawa do legalnej aborcji.
Metoda farmakologiczna (tzw. medyczna)czyli przerwanie ciąży przy użyciu środków farmakologicznych. Polega ono na podaniu doustnie i/lub dopochwowo pewnych substancji, które powodują zahamowanie rozwoju ciąży oraz wydalenie tkanki ciążowej z organizmu kobiety.
Literatura fachowa opisuje następujące związki chemiczne wykorzystywane w aborcji farmakologicznej:
Mifepriston (składnik tabletki RU-486) który odcicina rozwijającemu się w macicy organizmowi możliwości pobierania tlenu i odżywiania się.
Methotrexate (lek przeciwnowotworowy) zatrzymuje jego rozwój, przez wstrzymanie podziału komórek.
Mizoprostol (lek przepisywany przy bólach reumatycznych lub chorobie wrzodowej) wywołuje poronne skurcze macicy.
Levonorgestrel (znany jako Postinor Duo) uniemożliwia zagnieżdżenie się w macicy organizmu ludzkiego na etapie blastocysty, choć to jego działanie wykorzystane jest wtedy, gdy pozostałe zawiodły i do poczęcia mimo wszystko doszło (patrz: TABLETKA PO).
Aborcja farmakologiczna jest metodą stosowaną tylko we wczesnym okresie ciąży, tj. do 7 tygodnia (licząc od pierwszego dnia ostatniej miesiączki). Jest metodą skuteczną w około 97% , w przypadku pozostałych 3 kobiet na 100 poronienie nie następuje lub jest częściowe. W takim przypadku konieczne jest dokończenie zabiegu przy użyciu metody próżniowej (odessanie zawartości macicy). Zainicjowane przy użyciu środków farmakologicznych poronienie musi zostać doprowadzone do końca, gdyż podawane substancje mogą spowodować wady rozwojowe płodu.
Zabieg przypomina naturalne poronienie, a środki farmakologiczne przyjmowane są przez kobietę w domu. Pozwala uniknąć zabiegu chirurgicznego i związanego z nim znieczulenia.
Metoda chirurgiczna
czyli aborcja wykonywana metodą chirurgiczną, poprzez wprowadzenie narzędzi ginekologicznych do jamy macicy, a następnie usunięcie przy ich pomocy tkanki ciążowej. Jest to metoda inwazyjna.
Są dwa podstawowe rodzaje zabiegów:
1. Metoda próżniowa polegająca na odessaniu zawartości jamy macicy:
- metoda próżniowa ręczna - w której próżnia osiągana jest przy użyciu niewielkiej ręcznej pompki przypominającej dużą strzykawkę (do 12 tygodnia ciąży)
- metoda próżniowa z zasilaniem elektrycznym, w której próżnia wytwarzana jest przy pomocy pompy elektrycznej (do 18 tygodnia ciąży).
2. Rozszerzenie szyjki i wyłyżeczkowanie jamy macicy.
Na koniec jeszcze jedno. Rozwiązanie problemu aborcji jest trudne nie tylko dlatego, że emocje i osobiste uprzedzenia obu stron zaciemniają obiektywne spojrzenie. Przede wszystkim dlatego, że obie strony konfliktu reprezentują dwie strony konfliktu psychicznego, który jest w każdym z nas. Po jednej stronie jest wolność osobista, prawo do decydowania o sobie, o swoim ciele, lęk przed narzucaniem nam czyjejś woli, prawo do życia na swój rachunek, uznania naszej odrębności i mądrości, bycia sobą i bronienia swojego ja, opierania się naciskom z zewnątrz, traktowania nas po ludzku i ze zrozumieniem dla naszych problemów. Po drugiej – prawo do walki o życie ludzkie, potrzeba ochrony tych, którzy się bronić nie mogą (wywodząca się z czasów, gdy sami byliśmy bezbronni i tego potrzebowaliśmy), poczucie winy z powodu czynienia krzywdy i własnego egoizmu, lęk przed potępieniem za łamanie norm moralnych, lęk przed śmiertelnym grzechem i karą na wieki. Jak wiadomo (piszę o tym nie raz) konfliktu wewnętrznego nie da się rozwiązać poprzez zwalczenie jednej ze stron, lecz przez respektowanie ich obu, dopuszczenie do głosu wszystkich racji i umiejętność życia w sprzecznościach. To trudne i wymaga dojrzałości. Niestety, wydaje się, że wielu przeciwnikom i zwolennikom prawa do aborcji tej dojrzałości brakuje i często popadają w fanatyzm. A za fanatycznym bronieniem swoich racji zawsze stoją jakieś ukryte przed samym sobą, wyparte treści. Im ktoś zacieklej czegoś broni, tym bardziej się okopuje przed atakiem własnej podświadomości.
(We fragmencie dotyczącym tego, jak wygląda realizacja prawa do odstępstw od zakazu aborcji, pozwoliłam sobie wykorzystać tekst ze strony Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny opracowany przez panią Weronikę Chańską)
PS. W swoim artykule zwracam uwagę na psychiczne konsekwencje aborcji, tymczasem wydaje się, że wiele dziewcząt i kobiet zdaje się ich nie mieć. To o tyle prawda, że osoby bardzo niedojrzałe psychicznie, zaburzone, mogą nie być zdolne do przeżywania poczucia winy, która to zdolność pojawia się w psychice człowieka, o ile nie utknął w bardzo wczesnych fazach rozwojowych (patrz: artykuł PSYCHIKA CZYLI ODKRYWANIE ZAGINIONEGO LĄDU). Wówczas poza poczuciem ulgi może rzeczywiście nie być żadnych uczuć, nie oznacza to jednak braku psychicznych, nieświadomych konsekwencji przerwania ciąży.