„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł ŻARTY, CZYLI SPOSÓB NA PORADZENIE SOBIE Z NAPIĘCIEM SEKSUALNYM
Prawie na każdej lekcji wychowania seksualnego znajdzie się ktoś, kto robi sobie żarty. O wiele rzadziej ma to miejsce na Nastolatku, może dlatego, że nie widać reakcji czytającego (czyli mnie lub, jeśli żart jest w komentarzach, innych internautów) i nie ma przyjemności z oglądania domniemanego zakłopotania lub wybuchu śmiechu. Żarty w takiej sytuacji służą temu samemu, o czym pisałam w "JA" CZYLI PYTANIA OSOBISTE DO PROWADZĄCEGO, a więc testowaniu autorytetu. Ale oprócz tego pełnią jeszcze jedną istotną funkcję - rozładowują napięcie.
Zawsze od tego zaczynam lekcję. Jeśli zapomnę, żałuję, bo później nie mogę dać sobie rady z wymykającymi się wam reakcjami. Od powiedzenia, że:
Rozmowy o seksie to sytuacja trudna, do której nikt z nas nie jest przyzwyczajony. W naszej kulturze seks w dalszym ciągu jest tematem tabu i tak już pewnie pozostanie. To nic, że zasypani jesteśmy ulotkami agencji towarzyskich, że z okładek kolorowych magazynów krzyczą „seksualne” nagłówki, nie mówiąc o dostępności pornografii. W dalszym ciągu rozmowa o seksie jest rzadkością. No chyba że podlane alkoholem sprośne gadki rozochoconych facetów lub rozchichotanych dziewczyn. Na poważnie rzadko kto umie o tym rozmawiać nawet z partnerem seksualnym. Zresztą język polski nie ułatwia sprawy. Mało w nim słów nazywających narządy płciowe czy zachowania seksualne, które brzmiałyby jakoś po ludzku.
Od dzieciństwa doświadczamy tajemnicy seksualnej za drzwiami do sypialni rodziców. I dobrze. Gorzej, gdy nikt o tym nie chce porozmawiać dostosowanym do wieku dziecka językiem, traktując je jednak poważnie. Chwile pełnej zakłopotania ciszy, gdy jako dzieci zadajemy pewne pytania, aż w końcu przestajemy zadawać, by nie zawstydzać rodziców i nie tworzyć niezręcznej atmosfery… Tzw. momenty w telewizji lub na wspólnym wypadzie do kina z rodzicami… powietrze tężeje, wszyscy sztywnieją aż bezpieczeństwo wraca, gdy zmieni się scena na ekranie. No i wzajemne koleżeńskie uświadamianie się… wieje grozą. Do tego stosunek kościoła do zachowań seksualnych i poczucie winy, które z tego wynika… I nawet jeśli dorośniemy, wyluzujemy się na ten temat, będziemy mieć własne zdanie, które będziemy umieli wypowiedzieć głośno - wciąż w głębi duszy temat seksu tkwi w nas jako temat zakazany, zawstydzający i grzeszny, o którym wprost nie wolno mówić. W naszej nieświadomości jesteśmy skazani na lęk przed poruszaniem tego tematu.
Co więc się dzieje, gdy przychodzi na lekcję jakaś pani i nie dość że sama o tym mówi, to jeszcze pozwala mówić wam? Niby fajnie, nareszcie, zwłaszcza gdy o seksie jest zamiast matematyki czy historii. Niby wszyscy ciekawi, nastawiają uszu. Ale to tylko jedna strona medalu. Druga część w was jest przerażona, że o to dziać się będzie teraz coś, czego przecież robić nie należy, o czym nie wolno głośno mówić ani słuchać. Ta strona czynić więc będzie dywersję, podstępnie zwalczać chęć słuchania i przeszkadzać prowadzącemu w mówieniu: a to coś zrzuci na podłogę, a to będzie gadać z kolegą z ławki, a to dostanie ataku kaszlu, a to… zada pytanie, które na wiele minut (taką ma nadzieję) zagłuszy, co mam do powiedzenia, salwą śmiechu.
A ci, którzy nie wytrzymają pobudzenia i napięcia, nie będą sobie radzić z takimi treściami, w dodatku siedząc w podminowanej klasie - wyjdą na siusiu albo rozboli ich głowa. A gdy napięcie sięgnie zenitu, trzeba je będzie jakoś rozładować. Najlepszym sposobem jest śmiech. A komu zabraknie inteligencji do żartów dowcipnych, zrobi żarty głupie.