Po co nam zemsta
Renata Bożek/Polska The Time – Magazyn Rodzinny
Gdy czujemy się skrzywdzeni, chcemy odwetu. To naturalne. Ale zanim rozgłosimy, że były chłopak jest impotentem, lub wydziedziczymy syna, który wystąpił z seminarium, zastanówmy się, co nam to da- mówi Anna Lissewska, psychoterapeutka. Wynoś się do tej wywłoki - wrzeszczała na pół wsi Halina Wcisło, 58-letnia wdowa, wyrzucając przez okno książki syna. - Tutaj powrotu nie masz! „Wywłoka” to było najdelikatniejsze słowo, jakie 23- -letni Adam usłyszał o narzeczonej, 22- -letniej pielęgniarce. Poznał ją pół roku wcześniej. Wtedy jego matka nie mogła się nachwalić Gosi, bo ta opiekowała się nią po operacji. Teraz była tą, która odciągnęła jej syna od Boga i kapłaństwa. Jedyny syn Wcisłowej po IV roku seminarium duchownego zrezygnował z kapłaństwa. Gdy matka chwaliła się już sąsiadkom, że niedługo on odprawi swoją pierwszą mszę, powiedział, że się żeni, bo Małgosia jest w ciąży.
O mało nie zemdlała. Potem postawiła mu warunek: albo wróci do seminarium, albo ona nigdy do niego się nie odezwie. Nie pomagały tłumaczenia rodziny, że lepiej, iż zrezygnował, niż miałby jako ksiądz ganiać za spódniczkami. Wcisłowa była nieprzejednana. Nie pojechała na ślub syna, nie przyjęła zaproszenia na chrzest wnuka. Pole i dom zapisała siostrze, żeby „po mojej śmierci nic nie dostał ani Adam, ani ta wywłoka, ani ich bękart”. Sąsiedzi kręcili głowami z niedowierzaniem, że nawet po 10 latach na pytanie: „A wnuczka widziałaś?” zaciskała pięści i rzucała: „Nic mnie nie obchodzi”. Ludzie się dziwili: skąd w tej kobiecinie taka zapiekłość? - Stąd, że nie potrafiła poradzić sobie z rozczarowaniem i utratą marzeń o synu księdzu - tłumaczy Anna Lissewska, psychoterapeutka. - Dla każdego byłoby to trudne, ale dla osoby narcystycznej jest nie do zniesienia. Bo ona uważa, że cały świat kręci się wokół niej. Jeśli syn nie spełnił jej oczekiwań, uważa, że zrobił to celowo. Myśli jak Wcisłowa, że syn uczynił tak, by zranić jej dumę: bo jak ona teraz pokaże się sąsiadkom?
Uderzył też w jej poczucie wartości jako matki, która mogła chwalić się synem. Jest tak skupiona na sobie, że nie potrafi popatrzeć na to wszystko z perspektywy drugiej osoby. A przede wszystkim nie dopuszcza myśli, że ktoś bliski może mieć swoje własne życie. Nie jest w stanie znieść tego, że są rzeczy dla niej ważne, na które nie ma wpływu. Co wtedy robi? Tak jak Wcisłowa oskarża innych i wymierza karę: synowa jest „wywłoką”, która uwiodła syna, wnuk jest „bękartem”, a syn dostaje za swoje. Odwet służy temu, by podtrzymywać złudzenie, że ma się kontrolę nad otoczeniem. A to iluzja, za którą płaci się ciągłym napięciem, lękiem i samotnością.
Pięknym za nadobne
„Mam nadzieję, że znajdziesz szybko pracę, bo nie licz, że mój kuzyn ci pomoże” - Aneta Pyzik, 35-letnia nauczycielka, napisała SMS-a i bez wahania kliknęła „wyślij”. Leżała zwinięta w kłębek na łóżku, przypominała sobie, jak na imprezie jej narzeczony flirtował z postawną brunetką. W głowie kłębiły się jej myśli: a co robił na imprezach, na które chodził sam? Może tak jak były mąż zdradzał ją na prawo i lewo? Aśka z pracy patrzyła ironicznie i pewnie jutro cały pokój nauczycielski będzie plotkował, jak to on mnie zdradza! Zalała ją wściekłość. - Niech ten gnojek nie myśli, że to odpuszczę - zacisnęła pięści. Zadzwoniła do brata ciotecznego, z którym jej chłopak rozmawiał dwa dni wcześniej o pracy. - Nie zatrudniaj Sławka w swojej firmie. Mnie oszukał, więc nie ma gwarancji, że nie podbierze ci klientów, bo wspominał, że chce założyć swoją firmę budowlaną - uprzedziła zdumionego kuzyna, którego jeszcze dwa dni wcześniej błagała o zatrudnienie narzeczonego. Poczuła ulgę, gdy obiecał, że nie da mu pracy. Ale poczuła ją na krótko. Wzięła telefon i niewiele myśląc, napisała kolejnego SMS-a: „Sławek, udawałam orgazmy, bo tak kiepskiego kochanka nie miałam od lat”. To nie była prawda, ale wiedziała, że dotknie go do żywego. Nie odpisywał. Aneta chodziła niespokojna po mieszkaniu, piła kawę za kawą i czuła, że musi mu jeszcze dogryźć. - Upokorzę go przed znajomymi i niby przypadkiem wyślę tego SMS-a do wszystkich - uśmiechnęła się złośliwie. Wysłała. A potem zaraz wysłała sprostowanie: „Och, wysłałam tego SMS-a przez pomyłkę. Skasujcie i zapomnijcie”. - Wiadomo, że nie zapomną - zaśmiała się. Teraz ona jest górą. Ukarała go za to, że przytulał się do innej w tańcu i niby przez przypadek dotykał jej piersi. - Zemsta kojarzy się nam z dramatycznymi sytuacjami, o których słyszymy w mediach: zdradzona żona podpala samochód męża. Kobieta zabija dziecko kochanka - mówi Lissewska. - Myślimy: mnie to nie dotyczy, ja tak bym się nie zachowała.
Nie zdajemy sobie sprawy, że nawet upokarzający SMS do narzeczonego to zemsta, niedojrzały sposób poradzenia sobie z trudnymi uczuciami. Dlaczego? Mścimy się, gdy czujemy się skrzywdzeni. A tak czujemy się wtedy, gdy coś straciliśmy. Straty doświadczamy nie tylko, gdy ktoś odszedł, zdradził, wyłudził pieniądze. Równie bolesna jest strata zaufania, zburzenie planów na przyszłość, poczucie zmarnowanego czasu, który poświęciliśmy komuś. To czuła Aneta. Co by się stało, gdyby nie odpłaciła narzeczonemu pięknym za nadobne? Dopadłyby ją uczucia, które pojawiają się w takiej sytuacji: smutek, żal, bezradność. - Zemsta to realizowanie planu, który rodzi się z wściekłości - mówi Lissewska. - Dzięki temu możemy koncentrować się na działaniu, a nie na przeżywaniu i głębszych przemyśleniach. Złość, nienawiść - normalne uczucia po stracie - zamienione w czyn nie są tak dotkliwe. Ale zemsta to ślepa uliczka. To sztuka być wściekłym, ale nie pozwolić sobie na to, by kogoś lub siebie niszczyć. Wytrzymać, a potem pozwolić sobie na smutek i żal.
Wtedy mamy też szansę na refleksję nad tym, co nas spotkało, ale też w jakim stopniu my sami przyczyniliśmy się do tej sytuacji. Ktoś może zaprotestować: Jak to? Przecież to chłopak Anety podrywał inną kobietę, być może zdradzał ją też wcześniej? Owszem. Ale zanim Aneta związała się z nim, wiedziała, że ma opinię kobieciarza. Zamiast intrygować za pomocą SMS-ów i powtarzać: „Nie będę płakać przez tego gnojka”, powinna najpierw pozwolić sobie na łzy. A potem pomyśleć: dlaczego on przy mnie podrywał inną? Dlaczego sobie na to pozwolił? Gdyby przyznała, że ze strachu przed samotnością związała się z facetem o opinii podrywacza, miałaby szansę uznać, że to jej błąd, i zastanowić się, jak uniknąć go w przyszłości.
Ja mu pokażę!
Magda Opatowska, 40-letnia rehabilitantka, od roku spotyka się z 45-letnim prawnikiem, którego poznała na stronie randkowej w internecie. Po rozwodzie, ujmujący, miły, od pierwszego spotkania mówił do niej „skarbie”. Zachwycał się jej urodą i inteligencją. Podziwiał, że sama wychowuje syna, i doradzał, do jakiego gimnazjum go wysłać. Nie miał dla niej wiele czasu, ale nie dziwiła się: własna kancelaria, dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, remont domu, w którym, jak sobie wyobrażała Magda, kiedyś zamieszkają razem. Była szczęśliwa, że wreszcie spotkała odpowiedzialnego, dojrzałego mężczyznę, który potrafi się nią zaopiekować. Po tym szczęściu nic nie zostało, gdy dwa miesiące temu zadzwoniła przyjaciółka z pytaniem: „A ten twój Jurek to wciąż ma profil na stronie randkowej?
Bo napisał do mnie facet, który jest podobny do niego”. Magda sprawdziła. To był on. Przepłakała dwa dni, a potem posłuchała rady przyjaciółki: „Sama załóż profil jako ktoś inny, poderwij go, a potem umów się na randkę. Upokorzysz go i będziesz miała zabawę. Tak zrobiła moja koleżanka, gdy facet ją wystawił, i opowiadała, że nic nie dało jej takiej satysfakcji jak jego mina, gdy na spotkanie zamiast napalonej studentki o figurze modelki przyszła ona”. Magda założyła profil i jako „romantyczka szukająca bratniej duszy” napisała do Jurka. Odpisał. Ta korespondencja była stałym tematem rozmów z przyjaciółmi, sporów, co może zrobić, żeby go najbardziej upokorzyć. Od dwóch miesięcy jej życie polega na sprawdzaniu poczty, wymyślaniu historii o „Izie z marketingu”, omawianiu z przyjaciółkami kolejnych kroków i przygotowywaniu się do spotkania, które Jurek proponuje „Izie” od dawna, ale jej ciągle coś wypada. - Im dłużej go będę zwodzić, wzbudzać jego fantazje, tym bardziej go upokorzę, gdy wreszcie się spotkamy - wyjaśnia Magda z satysfakcją. -Poczuła ulgę, gdy obiecał, że nie da mu pracy. Ale poczuła ją na krótko. Wzięła telefon i niewiele myśląc, napisała kolejnego SMS-a: „Sławek, udawałam orgazmy, bo tak kiepskiego kochanka nie miałam od lat”. To nie była prawda, ale wiedziała, że dotknie go do żywego. Nie odpisywał. Aneta chodziła niespokojna po mieszkaniu, piła kawę za kawą i czuła, że musi mu jeszcze dogryźć. - Upokorzę go przed znajomymi i niby przypadkiem wyślę tego SMS-a do wszystkich - uśmiechnęła się złośliwie. Wysłała. A potem zaraz wysłała sprostowanie: „Och, wysłałam tego SMS-a przez pomyłkę. Skasujcie i zapomnijcie”. - Wiadomo, że nie zapomną - zaśmiała się. Teraz ona jest górą. Ukarała go za to, że przytulał się do innej w tańcu i niby przez przypadek dotykał jej piersi. - Zemsta kojarzy się nam z dramatycznymi sytuacjami, o których słyszymy w mediach: zdradzona żona podpala samochód męża. Kobieta zabija dziecko kochanka - mówi Lissewska. - Myślimy: mnie to nie dotyczy, ja tak bym się nie zachowała.
Nie zdajemy sobie sprawy, że nawet upokarzający SMS do narzeczonego to zemsta, niedojrzały sposób poradzenia sobie z trudnymi uczuciami. Dlaczego? Mścimy się, gdy czujemy się skrzywdzeni. A tak czujemy się wtedy, gdy coś straciliśmy. Straty doświadczamy nie tylko, gdy ktoś odszedł, zdradził, wyłudził pieniądze. Równie bolesna jest strata zaufania, zburzenie planów na przyszłość, poczucie zmarnowanego czasu, który poświęciliśmy komuś. To czuła Aneta. Co by się stało, gdyby nie odpłaciła narzeczonemu pięknym za nadobne? Dopadłyby ją uczucia, które pojawiają się w takiej sytuacji: smutek, żal, bezradność. - Zemsta to realizowanie planu, który rodzi się z wściekłości - mówi Lissewska. - Dzięki temu możemy koncentrować się na działaniu, a nie na przeżywaniu i głębszych przemyśleniach. Złość, nienawiść - normalne uczucia po stracie - zamienione w czyn nie są tak dotkliwe. Ale zemsta to ślepa uliczka. To sztuka być wściekłym, ale nie pozwolić sobie na to, by kogoś lub siebie niszczyć. Wytrzymać, a potem pozwolić sobie na smutek i żal.
Wtedy mamy też szansę na refleksję nad tym, co nas spotkało, ale też w jakim stopniu my sami przyczyniliśmy się do tej sytuacji. Ktoś może zaprotestować: Jak to? Przecież to chłopak Anety podrywał inną kobietę, być może zdradzał ją też wcześniej? Owszem. Ale zanim Aneta związała się z nim, wiedziała, że ma opinię kobieciarza. Zamiast intrygować za pomocą SMS-ów i powtarzać: „Nie będę płakać przez tego gnojka”, powinna najpierw pozwolić sobie na łzy. A potem pomyśleć: dlaczego on przy mnie podrywał inną? Dlaczego sobie na to pozwolił? Gdyby przyznała, że ze strachu przed samotnością związała się z facetem o opinii podrywacza, miałaby szansę uznać, że to jej błąd, i zastanowić się, jak uniknąć go w przyszłości.
Ja mu pokażę!
Magda Opatowska, 40-letnia rehabilitantka, od roku spotyka się z 45-letnim prawnikiem, którego poznała na stronie randkowej w internecie. Po rozwodzie, ujmujący, miły, od pierwszego spotkania mówił do niej „skarbie”. Zachwycał się jej urodą i inteligencją. Podziwiał, że sama wychowuje syna, i doradzał, do jakiego gimnazjum go wysłać. Nie miał dla niej wiele czasu, ale nie dziwiła się: własna kancelaria, dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, remont domu, w którym, jak sobie wyobrażała Magda, kiedyś zamieszkają razem. Była szczęśliwa, że wreszcie spotkała odpowiedzialnego, dojrzałego mężczyznę, który potrafi się nią zaopiekować. Po tym szczęściu nic nie zostało, gdy dwa miesiące temu zadzwoniła przyjaciółka z pytaniem: „A ten twój Jurek to wciąż ma profil na stronie randkowej?
Bo napisał do mnie facet, który jest podobny do niego”. Magda sprawdziła. To był on. Przepłakała dwa dni, a potem posłuchała rady przyjaciółki: „Sama załóż profil jako ktoś inny, poderwij go, a potem umów się na randkę. Upokorzysz go i będziesz miała zabawę. Tak zrobiła moja koleżanka, gdy facet ją wystawił, i opowiadała, że nic nie dało jej takiej satysfakcji jak jego mina, gdy na spotkanie zamiast napalonej studentki o figurze modelki przyszła ona”. Magda założyła profil i jako „romantyczka szukająca bratniej duszy” napisała do Jurka. Odpisał. Ta korespondencja była stałym tematem rozmów z przyjaciółmi, sporów, co może zrobić, żeby go najbardziej upokorzyć. Od dwóch miesięcy jej życie polega na sprawdzaniu poczty, wymyślaniu historii o „Izie z marketingu”, omawianiu z przyjaciółkami kolejnych kroków i przygotowywaniu się do spotkania, które Jurek proponuje „Izie” od dawna, ale jej ciągle coś wypada. - Im dłużej go będę zwodzić, wzbudzać jego fantazje, tym bardziej go upokorzę, gdy wreszcie się spotkamy - wyjaśnia Magda z satysfakcją. - Czy na pewno o to chodzi? - pyta Lissewska. - Mszcząc się na nim, zamiast odejść, Magda wciąż utrzymuje więź z tym, kto ją oszukał i skrzywdził. Skupia się nie na ułożeniu sobie życia, ale unikaniu rozstania. Podtrzymuje też złudzenie, że to ona rządzi. Ale choć ta obsesja daje jej napęd do działania, to tak naprawdę nie pozwala przeżyć żałoby koniecznej po każdej stracie. Ludzie panicznie boją się przeżycia straty, więc wolą miesiącami, latami tkwić w czymś, co ich niszczy. Jest to tym łatwiejsze, że często nasi przyjaciele i bliscy twierdzą, że mszcząc się, mamy rację. - Utrata zaufania to dla każdego z nas jedna z największych strat - mówi Lissewska. - Przeraża nas nie tylko wtedy, gdy zdarza się nam samym, ale też naszym bliskim. Wtedy często radzimy: zrób coś, co pomoże ci zapomnieć, idź na imprezę, idź na zakupy.
Lub radzimy, jak przyjaciółka Magdy: udowodnij mu, że jest dupkiem. Łatwiej nam pomagać w intrydze, niż siedzieć ze skrzywdzoną osobą, patrzeć na jej łzy, bezradność. Dlaczego? Każda strata, czy to kradzież portfela, zdrada czy załamanie planów życiowych, budzi w nas pierwotny lęk przed utratą matki i przed śmiercią. Nie jesteśmy tego świadomi i nie rozumiemy, czemu tak silnie reagujemy nawet na drobną stratę. To, jak sobie z tym poradzimy, zależy od tego, czy już mamy za sobą utratę złudzeń o naszej wyjątkowości. Znaczenie mają też realne straty, np. śmierć kogoś z rodziców, oraz czynniki genetyczne: temperament, odporność na stres. Dlatego jednym łatwiej podnieść się np. po zdradzie, dla innych to koniec świata. Ale każdy z nas cierpi, kiedy coś traci. Na ogół mamy za sobą jakieś doświadczenie straty, więc przypomnijmy sobie, jak na nią zareagowaliśmy. Jeśli np. odwetem, to lepiej od razu zwrócić się o pomoc do specjalisty. Czasami nie obejdzie się bez tabletek uspokajających. Dzięki psychoterapii strata może być początkiem drogi do osiągnięcia spokoju. - Zawsze korzystajmy ze wsparcia bliskich - dodaje Lissewska. - Jeśli z kolei ktoś bliski jest w takiej sytuacji, powstrzymajmy się od rad, tylko spróbujmy być z nim. Gdy sobie nie radzi, zasugerujmy pomoc specjalisty.
Krajobraz po zemście
Halina Wcisło swojego wnuka Pawła zobaczyła, gdy ten miał 11 lat. Przyszedł do niej do szpitala, gdzie leżała po skomplikowanej operacji biodra. Przełożoną pielęgniarek była jej synowa. To ona pomogła teściowej dostać się na najlepszy w województwie oddział ortopedyczny i zajmowała się nią po zabiegu. „Dziękuję” - to były pierwsze słowa, jakie powiedziała do synowej. „Cieszę się, że masz taką żonę i syna” - powiedziała Adamowi. Wie, że straciła 12 lat, które mogła spędzić z synem i jego rodziną. - Nie wiem, ile mi życia zostało, ale dobrze, że wreszcie pogodziłam się z Adasiem - mówi. - Nie umrę sama. Aneta Pyzik dała narzeczonemu jeszcze jedną szansę. - Obraził się za tego SMS-a i zwyzywał mnie od histeryczek.
Wrzeszczeliśmy na siebie. Jak mu wywaliłam, co o nim myślę, poczułam ulgę. Potem zrobiło mi się głupio, że tak się zachowałam, i pierwsza go przeprosiłam. On tłumaczył, że się upił i robił głupoty - mówi Aneta. To kolejny związek, w którym wpadła w schemat: kłótnia - zemsta - godzenie się. - Nie ma szans na szczęśliwy związek, dopóki nie weźmie odpowiedzialności za siebie - mówi Lissewska. - Nie wystarczy przeprosić. Trzeba przemyśleć, jakich mężczyzn się wybiera i jak wyglądają jej związki. Nie chodzi o bicie się w piersi: jestem beznadziejna, to wszystko przeze mnie. Powierzchowne poczucie winy nic nie zmieni. Ważne jest przeżycie autentycznego żalu, że szkodzimy sobie i komuś drugiemu. Jeśli Aneta w miłości powtarza ten sam schemat, im szybciej porozmawia z psychoterapeutą, tym ma większą szansę, że stworzy szczęśliwy związek.
Magda Opatowska jako „Iza” na spotkanie z Jurkiem szła na miękkich nogach. Jego zażenowanie sprawiło jej satysfakcję. Planowała, że roześmieje się mu z pogardą w twarz, odwróci się i pójdzie. Ale gdy on powiedział: „Przepraszam”, zaproponowała, żeby porozmawiali. „Ja też cię przepraszam - powiedziała. - Powinnam ci powiedzieć od razu: odkryłam, że romansujesz. Powinnam wtedy postawić warunek - zdecyduj się: albo ja, albo inne”. Odkąd z nim zerwała, brakuje go jej. Ale nie tyle Jurka, ile mężczyzny, z którym by żyła. Magda żałuje, że straciła dwa miesiące na mszczenie się. Ale też wie, że już nigdy tego nie zrobi. - Magda weszła na dobrą drogę - mówi Lissewska. - Ma szansę na prawdziwe przeżycie straty. A strata to nie tylko porażka. To też szansa na rozwój. Bo dobrze przeżyta strata jest drogą do tego, by nasze życie było lepsze, szczęśliwsze.