„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł NIESPRAWIEDLIWOŚĆ LOSU… CZYLI BRAKI, WADY I OKALECZENIA CIAŁA
Nie wszyscy są równie piękni, tak jak nie wszyscy równie inteligentni. Natura jednym dała więcej, innym mniej. Ale są tacy, którym szczególnie poskąpiła. Jeszcze innych doświadczył los – spotkał ich wypadek, choroba, coś poszło nie tak. Chciałoby się powiedzieć „takie życie”, ale w przeżyciach tych osób dominuje poczucie niesprawiedliwości, bycia wyjątkowo źle potraktowanym przez życie, zadają sobie pytanie „dlaczego to spotkało właśnie mnie?”
I nie piszę tu o tych, którzy nie mogą zrezygnować z idealnego obrazu siebie i nie godzą się na drobne niedoskonałości, wpadają w kompleksy z powodu wydumanych braków w urodzie. Nie ma ludzi idealnych, nie ma urody bez skazy, i całe szczęście. Właśnie te „skazy” nadają oryginalności, a za pięknych uważa się tych, którzy mają w sobie coś niepowtarzalnego. Lalki Barbie, dziewczyny wygrywające konkursy piękności szybko przepadają w czeluściach zapomnienia, pamięta się, myśli o tych, które mają w sobie to „coś”. Przyjrzyjcie się Cate Blanchett, Umie Turman, Meryl Streep czy Angelinie Jolie (zanim zrobiła sobie kilka niepotrzebnych operacji plastycznych). Gdyby wziąć pod lupę na przykład ich nosy… - każda nastolatka z takim nosem zapłakałaby się na śmierć!:) Tymczasem każda z tych aktorek znalazła się na wysokich miejscach w rankingach na najpiękniejszych ludzi świata, choć istnienie takich rankingów śmieszy i smuci zarazem. Nie piszę też o tych, którzy, choć sami przeciętni, z wyższością traktują zwyczajnych, niewyróżniających się urodą kolegów, bo „nigdy się nie pogodzą, że mają należeć do nich, a nie do wybrańców”. O tych i do tych jest artykuł WSTYDZĘ SIĘ SWOJEGO CIAŁA. I może w niektórych sprawach się powtórzę, ale nigdy dość prawdy!:)
Piszę o tych, którzy rzeczywiście znacznie odstają od współczesnego kanonu piękna lub borykają się z wadami budowy ciała czy z kalectwem. Czasem niepożądany wizerunek wynika z chorób czy zaburzeń hormonalnych (np. otyłość, nadmierne owłosienie, zmieniona skóra), których leczenie w okresie dojrzewania może być niemożliwe ze względu na nieunormowaną gospodarkę hormonalną (można jeszcze bardziej zaszkodzić niż pomóc), ale wtedy jest nadzieja, że wygląd poprawi się w przyszłości. Czy to jednak znaczy, że do tego czasu mają unikać towarzystwa czy życia w ogóle? A co z tymi, którzy nie mogą liczyć na zmianę? A starsze nastolatki, gdy wady czy braki dotyczą ciała na co dzień ukrytego pod ubraniem, mają zrezygnować z życia intymnego?
Większość osób borykających się ze swoim odmiennym wyglądem widzi wokół siebie tylko tych pięknych, odważnie eksponujących swoje ciała, wg nich doskonałych. Żyje w przekonaniu, że tylko oni mają defekt w urodzie, czyli tylko im złośliwie los go zafundował, a wszyscy inni nie mają problemów i są szczęśliwi. Taki obraz świata, gdzie wszyscy są piękni i zdrowi, lansują amerykańskie filmy i kolorowe magazyny (a wystarczy zainteresować się kinem europejskim – tam już występują zwyczajni, niedoskonali ludzie!). Przystojniaków czy dziewczyn z idealną figurą i ładną twarzą wcale nie jest tak wiele. Większość ludzi boryka się z jakimiś brakami i wadami, w tym także w wyglądzie, choć oczywiście zawsze można powiedzieć „ale nikt nie ma tak źle jak ja”. Chodzi jednak o szczególną tendencję do nie dostrzegania tych, którzy mają podobnie, a mimo to żyją na tyle normalnie, na ile pozwalają im ich ograniczenia, i nie rezygnują z kontaktów, także tych intymnych, z ludźmi. To tendencja do unikania rzeczywistego obrazu świata, w którym oprócz piękna i szczęścia, istnieje zło, smutek i dramat, a mimo to żyje się dalej i można odnaleźć w tym życiu sens i dobro.
Jeśli z powodu ułomności czy braków, kogoś omija to, co w życiu dobre, to sam jest tego autorem - wycofując się ze strachu przed oceną czy wyśmianiem. Tymczasem ludzie wyśmiewają, gdy im na to pozwalamy - swoim zachowaniem zwracamy uwagę na swoją inność, np. właśnie wycofując się życia towarzyskiego, unikając ludzi, robiąc z siebie w ten sposób dziwaka i odmieńca. Lub odwrotnie – nie zważając na swoje ograniczenia, tak jakbyśmy udawali, że ich nie ma, podkreślamy to, co niekoniecznie powinniśmy, narażając się na śmieszność, np. nosząc przy dużej otyłości nadmiernie opinające czy odkrywające ciuchy czy będąc niskim, krępym chłopcem – bujne włosy do ramion. Są tacy, którzy specjalnie, jakby na złość tym, którzy się z nich śmieją, tak właśnie postępują, jakby chcieli powiedzieć: „mam gdzieś, co o mnie myślicie”, ale ta strategia powoduje, że odpychają od siebie ludzi.
To prawda, że w wieku nastu lat ma się zwiększoną tendencję do porównywania się a powstające z racji obudzenia się seksualności napięcia w kontaktach damsko-męskich zwiększają poczucie niepewności i lęk przed byciem ocenianym. Lęk, niepewność w nowych sytuacjach to normalne uczucia, także w wieku dorosłym. Każdy czegoś się wstydzi, porównuje się i przeżywa porażkę w tych ocenach – tylko psychopaci nie czują takich uczuć. Rzecz w tym, by nie paraliżowały nas i nie skazywały na samotność i by godzić się z ich istnieniem i rozumieć je. Ta umiejętność nie ma nic wspólnego z naszym wyglądem, tylko z akceptacją siebie. Pierwotnym jej źródłem są oczy naszych bliskich, w których przeglądamy się jako dzieci. Gdy w dzieciństwie ci, których kochamy, często okazują nam swoje niezadowolenie nie za to, że coś źle zrobiliśmy, ale za to, kim jesteśmy, przestajemy sami akceptować siebie. Stajemy się wobec siebie nadmiernie krytyczni, oceniający, przestajemy, skoro rodzice są z niego niezadowoleni, rozwijać swoje prawdziwe JA, budujemy fałszywy obraz siebie i nieustająco badamy, czy podoba się innym i porównujemy. Nieprawdziwy obraz siebie mamy również, gdy bliscy w dzieciństwie przeceniają nas – chwalą za wszystko, twierdzą, że cokolwiek zrobimy, jest ósmym cudem świata. Gdy wydaje nam się, że jesteśmy kimś lepszym, a nie jest to poparte rzeczywistymi osiągnięciami i wygraną w zdrowej rywalizacji, unikamy sprawdzenia, jaka jest nasza realna wartość i możliwości (to jeden z powodów patologicznej nieśmiałości i lęków społecznych). Tylko ktoś, kto ma adekwatny, zgodny z rzeczywistością obraz siebie, z ocen i porównań wyjdzie obronną ręką – wie, ile jest wart, więc krzywdząca ocena czy krytyka nie zniszczy jego poczucia wartości, a z rzeczowej skorzysta. Nasza prawdziwa wartość, to to, co jest naszą zasługą, na co sami zapracowaliśmy, a nie coś, na co sami nie mieliśmy wpływu, tak jak wygląd czy majątek rodziców. Uroda przydaje się, miło jest być ładnym, owszem, łatwiej się żyje, ale nie daje ugruntowanej pewności siebie, bo nie zdobywa się tego własną pracą i wiadomo, że nie trwa wiecznie.
Być może niektórzy z was, aby cieszyć się w pełni kontaktami z rówieśnikami, będą musieli poczekać, aż minie ta faza rozwoju, w której wygląd jest tak ważny. Nie ma natomiast co czekać na to, aż zmądrzeją i będą w stanie docenić coś więcej ci, którzy żyją w złudzeniu, że uroda i stan posiadania są w życiu najważniejsze. Mogą zmądrzeć dopiero po czterdziestce a nawet na łożu śmierci;) Mowa o narcystycznym złudzeniu, o którym piszę we WSTYDZĘ SIĘ SWOJEGO CIAŁA i w NARCYZMIE. Im dłużej ono trwa, tym boleśniejsze przebudzenie. Szkoda czasu. Ten czas lepiej wykorzystać na budowanie prawdziwego JA – szukanie swoich talentów, rozwijanie swoich zdolności, pracę nad sobą, w tym przede wszystkim rozwijanie swoich umiejętności społecznych – świetnym miejscem są do tego wszelkie grupy młodzieżowe, niekoniecznie psychoterapeutyczne, ale o tych też warto pomyśleć – najważniejsze, by wyjść do realnych ludzi, a nie ukrywać za monitorem komputera. Jest tyle możliwości! Wszelkie kółka zainteresowań, np. kółka teatralne (można zostać aktorem charakterystycznym!:)), artystyczne, kluby sportowe (także dla niepełnosprawnych), praca na rzecz tych, których spotkało nieszczęście – ludzi czy zwierząt – wszystko, w czym macie szansę poczuć się wartościowi i potrzebni, dzięki czemu wasze życie nabierze sensu. Doświadczenie pokazuje, że ci „skazani” na swój odbiegający od innych wygląd, nieprzystający do lansowanego w mediach wzorca, a przede wszystkim ci, których udziałem jest zniekształcenie ciała czy kalectwo, jeśli nie utkną w użalaniu się nad sobą i depresji, szybciej niż rówieśnicy dojrzewają emocjonalnie. Czyli są mądrzejsi. Wiem, że póki co jest dla Was sloganem, że w życiu liczy się coś więcej niż wygląd i posiadanie, a to co wartościowe, także w związkach damsko-męskich, pochodzi z mądrości i dojrzałości psychicznej. Ale macie szansę przekonać się że to prawda dużo szybciej niż inni. Innym jeszcze dużo czasu może zająć podtrzymywanie za wszelką cenę złudzenia, że przynależność do pustego świata pięknych i bogatych zapewnia szczęście. Stracą dużo czasu w życiu na inwestowanie w wygląd zamiast w intelekt i emocjonalny rozwój, oraz na dążenie do niemożliwej do osiągnięcia doskonałości.
Ograniczenia dzielą się na te, które można przekroczyć i na takie, z którymi nie ma co walczyć, można się z nimi tylko pogodzić – im szybciej, tym lepiej. Zamiast bezskutecznej walki czy rozpaczania nad czymś, czego i tak nic nie zmieni, można spożytkować swoje problemy z ciałem do stawania się wartościowym i mądrym. Dojrzały człowiek szuka prawdziwych wartości, czegoś, co ma głębszy sens niż płytkie pierwsze wrażenie. Co nie znaczy, że zaniedbuje swój wygląd, że przestaje o siebie dbać i rezygnuje z przyjemności, również tych płynących z powierzchownych kontaktów z ludźmi. Ale ma świadomość, że nie to jest najważniejsze w życiu.
I jeszcze jedno. Jest mnóstwo dziewcząt i chłopców mających problemy z akceptacją swojego wyglądu, którzy są bardziej wartościowi, niż ich urodziwe koleżanki i przystojni koledzy. Rozejrzyjcie się za podobnymi do was, zamiast oglądać się na tych, którzy nie widzą niczego poza ładnym obrazkiem. To kolejne narcystyczne złudzenie, że gdy zainteresuje się wami ktoś piękny, wasza wartość wzrośnie! Nasza wartość pochodzi z naszego Ja, nikt nam nie może jej dać ani dodać, poza nami samymi w wyniku rzeczywistych dokonań. Dowartościowanie się atrakcyjnym partnerem jest chwilowe i ma krótkie nogi. Dopóki nie będziecie sami przekonani o swojej wartości, dotąd będziecie w ciągłym lęku, że partner ocknie się, odkryje pomyłkę i odejdzie, a w głębi duszy będziecie czuć do niego zawiść, że ma coś, czego wam brakuje. Takie związki nie mają szans! Dopóki nie odkryjecie w sobie tego co ważne i dobre, czyli wewnętrznego piękna, nie będziecie mogli konkurować z pięknem fizycznym. I przede wszystkim - jeśli brakuje wam bliskiej osoby, nie szukajcie tam, gdzie was nie docenią , lecz wśród tych, którzy są w stanie was zrozumieć.