Małżeńska prostytucja?
opracował Bartosz Świątek/Onet.pl
„Ona pochodzi z małej podkarpackiej wsi i zawsze chciała się wyrwać z biedy. Trafił się on - zamożny, starszy z dobrze prosperującą firmą” - opowiada internautka Horla. „Dostaje od niego pieniądze, w zamian zaspokaja jego potrzeby w łóżku i pełni funkcję reprezentacyjną, a jest »niezłą laską«. Jakieś dwa miesiące temu żaliła się, że on nie chce kupić lampy za 6 tysięcy, więc ona w razie czego nie będzie uprawiać z nim seksu i zobaczymy, kto pierwszy się złamie”.
W jaki sposób określić osobę, która wychodzi za mąż za pieniądze, mając przy tym świadomość, że podstawową zaletą, dla której jej kandydatura brana jest pod uwagę, jest uroda? Czy seksualność nie staje się w takim przypadku swoistym towarem? Towarem zakupionym, czy może wydzierżawionym, raz - i na dłuższy czas - ale wciąż towarem? Kwestia ta budzi wiele kontrowersji. Na czoło wysuwa się podstawowe pytanie: Co popycha ludzi do wchodzenia w tego typu relacje? Kto jest nimi zainteresowany?
- Tego rodzaju związek jest typowy dla osób narcystycznych, które nie wiążą się emocjonalnie, bo to dla nich zbyt ryzykowne - powoduje przywiązanie, a więc zależność od partnera - wyjaśnia poproszona przez nas o komentarz pani Anna Lissewska, psychoterapeuta z wieloletnim stażem i doświadczeniem w zakresie konsultacji dla par. - Dla takich osób najważniejsze jest odbicie w cudzych oczach. Piękna kobieta ma je nieustająco od partnera, przy okazji zaspokaja też swoje potrzeby posiadania bez ograniczeń tego, na co ma ochotę. On, z drugiej strony, uzależnia ją finansowo i dzięki temu może zaprzeczyć swojej zależności od niej. Równocześnie czuje się zwycięzcą i cieszy podziwem ze strony innych mężczyzn. W ten sposób każda ze stron zaspokaja podstawowe potrzeby narcystyczne.
Lampa za 6 tysięcy
Opinii na temat tego zjawiska w na blogach nie brakuje. Niektórzy są zdania, że w przypadku małżeństwa o prostytucji mówić nie można, inni, jak na przykład abaker, że jest to określenie jak najbardziej uprawnione. Wspomina on o tym, że kobiety same wywalczyły sobie prawo - a zatem i obowiązek - zdobywania środków na utrzymanie. „To już wiek XXI, a nie XIX” - stwierdza. „Jeżeli jednak kobieta z założenia nie wnosi niczego oprócz seksu, to jak inaczej można to nazwać?” W podobnym tonie wypowiada się czarnykot, pytając, czym różni się „lecenie na kasę” od kupowania czyjegoś towarzystwa. Zwraca też równocześnie uwagę, że korzenie takich sytuacji mogą być różne, a inicjatywa może wychodzić od każdej ze stron. „Często ta majętna osoba nie widzi, że wzbudza śmiech i politowanie otoczenia” - pisze. „Jest zachwycona, że oto zainteresował się nią młody, atrakcyjny osobnik i nie zwraca uwagi na to, że sam jest pomarszczonym staruszkiem, na którego rychłą śmierć liczy śliczna żonka”.
Ciekawą historię swojej koleżanki opisuje także Horla, przedstawiając obraz związku opartego niemal wyłącznie na jego wartości materialnej. „Ona pochodzi z małej podkarpackiej wsi i zawsze chciała się wyrwać z biedy. Trafił się on - zamożny, starszy z dobrze prosperującą firmą” - wspomina. „Dostaje od niego pieniądze, w zamian zaspokaja jego potrzeby w łóżku i pełni funkcję reprezentacyjną, a jest »niezłą laską«”. Jak daleko może posunąć się takie uprzedmiotowienie relacji dwojga ludzi? Wygląda na to, że bardzo. „Jakieś dwa miesiące temu żaliła się, że on nie chce kupić lampy za 6 tysięcy, więc ona w razie czego nie będzie uprawiać z nim seksu i zobaczymy, kto pierwszy się złamie” - opisuje internautka.
Kwestia wykorzystywania seksu jako waluty jest zresztą poruszana w szerszym kontekście w wielu wypowiedziach. Anka zadaje sobie na przykład pytanie o to, gdzie leży granica między prezentem a zapłatą za seks. „Ile jest takich kobiet, które wiecznie boli głowa, a najlepszym lekiem na ten ból jest fatałaszek, błyskotka, kwiatki itp.? Prędzej czy później sfrustrowany facet zacznie wynagradzać zbliżenia niechętnej małżonce i jeśli chęci ozięblej kobiety wzrosną na widok »nagrody«, to z czym mamy do czynienia?” Mocną, bardzo daleko posuniętą tezę wysuwa również socjolog, przedstawiając na swoim blogu żonę jako najdroższą z kurtyzan. „Na żonę mąż musi wydać miesięcznie minimum tysiąc złotych” stwierdza. „Ktoś powie, że żona to nie dziwka, bo robi to w majestacie prawa i sakramentu. Tylko stawiam dukaty przeciw orzechom, że w większości domów żony szantażują mężów tyłkiem, gdy ci nie przyniosą kasy lub mają problemy natury psychicznej”. Czym bloger podpiera swoją tezę? „Jeśli ktoś nie wierzy to niech zrobi eksperyment” - zachęca. „Kupi żonie drogie perfumy, seksowną bieliznę. Do tego jedną różę położy na łóżku. Noc ma z głowy, jak w najlepszych latach młodości”.
Takie stawianie sprawy sytuuje jednak płci w z góry zdefiniowanych rolach, na co niektórzy internauci zdecydowanie się nie zgadzają, układ może bowiem, ich zdaniem, działać w obie strony - stroną atrakcyjną w takim związku może być zarówno kobieta, jak i mężczyzna. „Czy aby na pewno tylko mężczyznom zależy na seksie a kobietom na pieniądzach?” - pyta blogerka Bad Girl, a odpowiedź można znaleźć na przykład u wspomnianej już czarnykot: „Rodzice Zenka cienko przędli, a on zawsze lubił drogie samochody. Był kelnerem na balu, poznał Aleksandrę, dyrektora w korporacji, zadbaną kobietę po 50-tce. Postanowił się poświęcić” - opisuje. „Nie zgodzę się z tym, że wchodzenie w układ finansowy z czystego wyrachowania to jedynie kobieca domena. Brak równości jest spowodowany tylko i jedynie tym, że od wieków to mężczyźni posiadali majątki”.
Jak to więc jest z tą płcią? Czy istnieją jakieś psychologiczne predyspozycje do pełnienia w takim związku konkretnych ról?
- Sądzę że to raczej uwarunkowanie kulturowe, które narzuciło psychice mężczyzny obraz człowieka sukcesu jako bogatego i posiadającego piękną partnerkę - tłumaczy Anna Lissewska. - Kobiecie przypadła rola przedłużenia męskiego ego.
Każde małżeństwo to układ?
Poglądem często reprezentowanym w wypowiedziach jest również taki, że w małżeństwie o prostytucji mówić nie można, jest ono bowiem układem, który opiera się na wzajemnym dopełnianiu własnych braków, uzupełnianiu się i pomaganiu sobie, w tym także sprawianiu radości i rozkoszy. Z takiego punktu widzenia, seks staje się po prostu jednym z elementów, a sytuacja - o ile jest jasna i obydwie strony zdają sobie sprawę z tego, czego się od nich oczekuje - jest w pełni akceptowalna. „Czynienie z sytuacji, gdy jedynymi powinnościami kobiety w małżeństwie są dbanie o siebie i odwzajemnianie trudu poświęconego przez mężczyznę na utrzymanie rodziny w łóżku, w kuchni, gdziekolwiek, przejawu prostytucji małżeńskiej jest dla mnie dokładnym odwróceniem naturalnego porządku rzeczy” - pisze internauta Mąż. „Moją intencją - o której żona wie i którą jak najbardziej popiera - jest doprowadzenie w naszym życiu do sytuacji, gdy żona nie będzie musiała pracować”. Inni są w swoim podejściu nawet bardziej bezpośredni, pisząc wprost o tym, iż małżeństwo to układ, a do konkretów tego układów nikt obcy zaglądać nie powinien.
„Ogólnie przyjęło się, że związek małżeński to związek dwojga ludzi, którzy wspólnie chcą budować i trwać w ustalonej relacji. W niektórych domach podział obowiązków jest równy, w innych jedno zarabia pieniądze, a drugie dba o dom i potomstwo” - stwierdza na przykład De'ja'Wu, dodając również, że układ w którym jedno trwa w związku dla pieniędzy, a drugie dla urody, nie różni się pozostałych możliwych związków i układów zupełnie niczym. „Kobiety i mężczyźni w odpowiednich proporcjach szukają u partnera/partnerki stabilizacji i bezpieczeństwa, mówienie, że jakiś układ jest zły jest czystą hipokryzją” - podsumowuje. W bardzo podobny sposób wypowiada się Egoistka, pisząc o swego rodzaju układzie, do którego nie potrzebne są uczucia. „Każdy potrzebuje innych rzeczy: materialnych czy duchowych do tego aby żyć” - zauważa. „Dla romantycznych jednostek liczy sie tylko uczucie, ważniejsze od wszelkich spraw materialnych, dla innych to właśnie duże pieniądze zaspokajają wszystkie potrzeby, dają szczęście spychając sprawy uczuciowe na drugi plan”.
Jeszcze inni stwierdzają, że w prawdziwym życiu opisywana sytuacja zwyczajnie nie może mieć miejsca, jest bowiem zbyt wiele rzeczy, które małżonków łączą, by relacja oparta tylko na pieniądzu i łóżku mogła długo taką pozostać. „Założenie, że kobieta jest z mężczyzną tylko dla pieniędzy, a on z nią dla seksu, w małżeństwie traci rację bytu. Obydwie osoby mają zbyt wiele wspólnych spraw, żeby ich relacje przedstawiać w tak uproszczony sposób” - stwierdza Bad Girl, poddając też w wątpliwość sens zawierania w takim przypadku małżeństwa. „Przecież, gdy facet chce mieć kochankę, a dziewczyna sponsora, nie oznacza to od razu, że muszą stać się małżeństwem. Myślę, że gdy dwoje ludzi staje przed ołtarzem, łączy ich coś więcej niż tego typu układ” - zauważa.
Trudna ocena
Mimo paru przytoczonych tu mocnych opinii, na ogół rzadko formułowane są jednoznaczne oceny tego typu zachowań. Można to zaobserwować również na blogometrze debaty „Małżeńska prostytucja„, bowiem mimo, że większość z jej uczestników nie byłaby gotowa zaakceptować takiego układu w swoim własnym związku, to nie brakuje również jego zwolenników. Nie ma w tej niejednoznaczności i ostrożności nic dziwnego, jest to w końcu przecież temat bardzo delikatny i osobisty. Być może zamiast na ocenach, warto więc skupić się na radach? Co powinny mieć na uwadze osoby, które albo znajdują się w tego typu relacji, albo zastanawiają nad takim życiem?
- Jeśli ktoś jest gotowy na refleksje, to radziłabym zastanowić się nad przyszłością - odpowiada Anna Lissewska. - W szczególnie trudnej sytuacji znajduje się kobieta, która w takim układzie może jedynie spodziewać się bycia wymienioną na młodszy i bardziej dodający prestiżu egzemplarz. Mężczyznę, z kolei, ustawia to w roli wykorzystywanego, prędzej czy później oszukiwanego. W takim związku nie ma głebokich uczuć niezbędnych do przetrwania kryzysów, a tych nie da się uniknąć w procesie dojrzewania związku. Nie ma on szans dotrwać do czasu, gdy oboje partnerzy będą osobami starszymi, potrzebującymi wzajemnego wsparcia. Jednym słowem - jest to związek bez przyszłości. Jest pusty, pozbawiony głębszej treści. Nawet świetnie prosperujący całe lata układ biznesowy kończy się smutnym bilansem - brakiem czegoś prawdziwego, pełnego i nadającego sens życiu.
Do namysłu namawiają też niektórzy blogerzy, szczególną zaś uwagę zwraca tu rozsądne pytanie postawione przez cytowaną już wcześniej czarnykot: „Część osób myśli, że wejście w układ to stabilizacja i pewne jutro. To dostatnie życie i najlepsza szkoła dla dzieci. Dobry samochód i wygodny dom. Ale czy daje on prawdziwe szczęście?”