Anna Lissewska - NASTOLATEK.PL

„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł CHOROBLIWA NIEŚMIAŁOŚĆ

Wydaje się, że nieśmiałość nie jest taka zła. Nadaje tajemniczości, budzi w innych ciepłe uczucia i chęć wyciagnięcia ręki w stronę nieśmiałego. Osoby nieśmiałe powinny być lubiane – kontakt z nimi nie jest męczący, nie narzucają się, nie zabierają zbyt wiele uwagi, nie forsują swojego zdania, można się przy nich czuć szanowanym, bo nie przekraczają naszych granic. A jednak nikt nie chce być nieśmiały. Bo nieśmiałość to piekło w głowie.
Wewnętrzny świat nieśmiałego zaludniony jest strasznymi postaciami. I nie szkodzi, że świat na zewnątrz taki nie jest. Nieśmiały wie swoje i nikt go nie przekona, że po ziemi nie chodzą ci sami, niż ci, którzy mieszkają w jego świecie wewnętrznym. A w jego głowie mieszkają postacie czyhające na jego błąd, patrzące mu na ręce, oceniające każdy najmniejszy ruch, wciąż porównujące go z innymi, nadmiernie wymagające, oczekujące, że będzie ideałem osiągającym idealne rezultaty. A jeśli nieśmiały okaże najmniejszą słabość, uczyni najmniejszy błąd, potknie się czy zająknie – zostanie, w swojej głowie, boleśnie skarcony, wyzwany od najgorszych, zawstydzony i wychłostany oceną „beznadziejny”, „mniej niż zero”, „dno”… Spróbujcie żyć w takim świecie!
Ten koszmarny wewnętrzny świat nieśmiałego rozciąga się na całą kulę ziemską. Żeby nie zwariować, może się tylko wycofać z wszelkiej aktywności, odsunąć od ludzi, a jeśli już musi, waży każde słowo, obraca w myślach tysiąc razy, zanim je wypowie. Ale najlepiej nie mówić nic, zwłaszcza, że gdy już się odważy, to jest za późno - inni dawno są przy jakiś innych sprawach. Najlepiej nie robić nic, nie ryzykować wyjścia do ludzi, nie pokazywać, że czegoś się chce, w ogóle nie zwracać na siebie uwagi. Stać w kącie i tylko obserwować życie, bo żyjąc się za bardzo naraża na miażdżącą ocenę swoich wewnętrznych postaci.
Skąd się wzięli w jego głowie ci bezlitośni krytycy, wiecznie niezadowoleni belfrowie, karzący za bycie nie dość idealnym - totalnym potępieniem lub odrzuceniem? Gdy nieśmiały przeszuka swoje dzieciństwo, może napotkać w nim wiecznie niezadowolonego z niego ojca, zawsze lepszą i wyśmiewającą go siostrę, albo ciągle strapioną mamę, bo znowu zrobił coś nie tak.
Niekoniecznie zresztą sam musiał być obiektem drwin czy niezadowolenia. Mógł obserwować brata czy siostrę, którzy byli zawstydzani, poniżani i chcąc uniknąć ich losu, wybrał unikanie podobnych sytuacji.
A może rodzice umieścili w nim wszystkie swoje ambicje, może cel jego istnienia to być idealnym dzieckiem, które nigdy ich nie zawiedzie? Może musi zastąpić utracone rodzeństwo, które w oczach rodziny po starcie urosło do ideału, więc doścignąć go nie sposób?
A może mama po urodzeniu nieśmiałego poszła od razu do pracy, zostawiła go pod opieką babci lub niani, może rodzice tak byli zajęci sobą, zostawili go dla własnych spraw, że uznał, iż musiał być dla nich zupełnie bezwartościowy, skoro go porzucili? Wywnioskował, że trzeba być idealnym, aby być kochanym.

Na podstawie tego, czy nieśmiałość wzmaga się w kontaktach z autorytetem, osobą starszą, czy też dotyczy grupy rówieśniczej, można się domyślić, skąd się wzięła. Czy, jak w pierwszym przypadku, z wygórowanych oczekiwań postaci rodzicielskiej (na ogół ojca), czy też, jak w drugim, nieśmiałość jest wypadkową stosunków z rodzeństwem, rywalizacji z nim. Jeśli, a tak jest zazwyczaj, pierwsze kontakty z rówieśnikami potwierdzają niską pozycję, jaką się miało w rodzinie, mają również ogromny wpływ na niską samoocenę. Jeśli nieśmiałość dotyczy jedynaka, może wynikać z pierwszych doświadczeń w grupie dzieci. Często to bolesne doświadczenia - bycie odrzuconym, wyśmiewanym za to, że się nie zna reguł obcowania z rówieśnikami – owocujące dalszymi niepowodzeniami na tym polu. Jedno jest pewne – Idealne Ja nieśmiałego i Ja Realne nie mogą się pogodzić. Bo teraz nie musi istnieć ani ojciec, ani matka, ani rodzeństwo. Wystarczą postacie mieszkające w głowie nieśmiałego czyli on sam w wielu odsłonach. Teraz sam wyznacza jedyny do przyjęcia obraz siebie. Problem w tym, że to obraz nie do osiągnięcia. Nie potrzebuje już rzeczywistego, krytycznego opiekuna, ani bezlitosnych rówieśników, bo sam wyśmienicie przejął ich funkcję i sam się katuje za najmniejsze uchybienie i odstępstwo od ideału. Czym? Niską samooceną.
Problem jeszcze w tym, że nie tylko sam sobie jest katem. Zniekształca obraz ludzi, bo umieszcza w nich postacie ze swojej głowy. Widzi ich nieprzyjaznymi i nieświadomie prowokuje do wrogich zachowań (np. spowalniając grupę, psując efekt wspólnych poczynań), tym samym udowadnia sobie, że ma rację, iż świat na zewnątrz jest taki, jak jego świat wewnętrzny. Jakże często osoby poniżane czy umniejszane w swojej rodzinie, kontynuują swój los wśród rówieśników – robią z siebie ofiarę losu, nie umieją zawalczyć o swoje, czują się nikim i są przekonane, że zasługują na taki los wszędzie.
Mimo to warto próbować konfrontować nieśmiałego ze światem zewnętrznym. Wiadomo – jego wyobrażony obraz rzeczywistości jest tym łatwiejszy do podtrzymywania, im bardziej wycofuje się ze świata realnego. Jeśli macie w swoim gronie nieśmiałego, zmuszajcie go do wyjścia do ludzi, zabierajcie ze sobą, nawet na siłę. Tylko tak może się przekonać, że jest inaczej, niż myśli.
Jeśli jesteś nieśmiałym, wypychaj się na spotkania towarzyskie, w grupę ludzi, a zacznij od tych, z którymi czujesz się w miarę bezpiecznie. Jeśli twój lęk przed ludźmi jest zbyt duży, wypchnij się na psychoterapię. Najlepiej grupową.

Jest jeszcze jeden rodzaj nieśmiałych. Nikt ich nie oceniał, nie gnębił nadmiernymi oczekiwaniami, a wręcz przeciwnie – chronił przed konfrontacją. Usuwając im przeszkody spod nóg, chroniąc przed rywalizacją i porażką, przed trudnościami i wysiłkiem w osiąganiu celu, uniemożliwiono im poznanie ich prawdziwej wartości na tle rówieśników czy w sytuacjach autorytet – uczeń.
Każdy z nas w swoim rozwoju musi „na sobie samym” sprawdzić, gdzie się plasuje wśród innych. Inaczej żyje w złudzeniu, że gdyby tylko chciał, byłby najlepszy. Bojąc się poznać prawdę, nie ryzykuje sytuacji, w których by wyszła na jaw. Czyli wycofuje się prawie ze wszystkich dziedzin życia!
Jeśli mamy szczęście, przez jakiś czas żyjemy wśród ludzi, którzy nas kochają i nie widzą naszych wad, koloryzują nasze umiejętności, zachwycają się nami. Poza domem rodzinnym okazuje się, że ani nie jesteśmy tacy wspaniali, ani wyjątkowi, że są od nas lepsi, że nie wszystko jest dla nas… To bolesne, bo musimy uznać swoje miejsce w szeregu, swoje ograniczenia, to jak wypadamy na tle innych – rzadko jest tak, że jesteśmy od wszystkich we wszystkim lepsi – realną sytuacją jest, że od jednych jesteśmy w czymś lepsi, a od innych gorsi. To dotyczy umiejętności, sprawności, wyglądu, inteligencji… Jeśli przejdziemy ten bolesny etap dorastania, nie boimy się potem wychodzić do ludzi i konfrontować z prawdą na swój temat.
Ci, którzy nie wiedzą i boją się dowiedzieć, jakie są ich rzeczywiste możliwości, mogą rozwijać objawy nerwicowe. Po to, by powstrzymały ich przed kontaktami z ludźmi, którzy mogliby bez ogródek pokazać, co o nich sądzą. A także by usprawiedliwiały to, że nie podejmują wymagań dorosłości. „No bo przecież objawy im na to nie pozwalają” a nie strach, że im nie sprostają. Można powiedzieć, że dzięki objawom zachowują twarz ale i zatrzymują się w rozwoju - nie podejmują dorosłych ról. Takie osoby najczęściej rozwijają agorafobię, czyli w skrócie lęk przed wychodzeniem z domu, poruszaniem się środkami komunikacji miejskiej, przebywaniem w miejscach, gdzie gromadzą się ludzie – boją się, bo w takich sytuacjach mają napady paniki. Towarzyszą jej przykre objawy somatyczne prowadzące do panicznego lęku, że umrą.
Innym sposobem jest wytwarzanie specyficznych objawów, na bazie tego, co „pod ręką” – np. wyolbrzymiają jakąś swoją niedoskonałość w wyglądzie, żyją w przekonaniu, że inni widzą to, co oni – coś strasznego, obrzydliwego, nie do przyjęcia, chowają się więc w czterech ścianach, by nikt ich nie mógł zobaczyć. I znowu usprawiedliwienie gotowe! Oczywiście, kiedy piszę, że wytwarzają czy produkują objawy, nie mam na myśli, że wiedzą co robią i że czynią to z własnej woli, specjalnie i z premedytacją. Czyni to ich PODŚWIADOMOŚĆ, nie zmienia to faktu, że sami są autorami i tylko wgląd w ich nieświadome motywy na psychoterapii może ich uwolnić od objawów. O tym możecie poczytać w artykule PSYCHIKA, czyli…

Jeśli dorośli chronią was przed światem rówieśników np. dlatego, że sami bali się ludzi, więc są przekonani, że w ten sposób czynią wam przysługę, jeśli z powodu np. długotrwałej, przewlekłej choroby często byliście sami, czy tylko wśród dorosłych, jeśli rodzice nie pozwalają wam na zwyczajne kontakty z kolegami (podwórko, imprezy, wypady), tylko każą ślęczeć nad książkami, nie nauczycie się zwyczajnych społecznych umiejętności i świat jawić się wam będzie jako niezrozumiały a więc taki, w którym łatwo popełnić gafę i być zawstydzonym. Nie ma rady! W tym wypadku także można to zmienić jedynie wychodząc do ludzi, ucząc się, że od gaf się nie umiera a porażki są nieodzownym elementem życia, czynią nas silniejszymi i bardziej odpornymi. To tak jak z każdą umiejętnością. Umiejętność bycia wśród ludzi nabywa się stopniowo i nie od razu jest się w tym dobrym.
Jeśli nie było ci dane uczyć się obcowania z ludźmi w naturalny sposób, począwszy od piaskownicy, przez przedszkole, podstawówkę…, jeśli musisz uczyć się tego dopiero jako nastolatek albo i starszy, nic straconego! To trudniejsze niż byłoby kiedyś, bo porównujesz się z rówieśnikami, którzy w przeciwieństwie do ciebie nie mają trudności w kontaktach, gdyż dawno nauczyli się radzić sobie w grupie. Ale popatrz uważnie! Zobacz, ile razy się mylą, ile razy coś im nie wychodzi, ale obracają to w żart, albo zawstydzą się, zaczerwienią, lecz nie robią z tego tragedii, machną ręką i za chwilę wszyscy o tym zapominają. Ile razy powiedzą coś głupiego a świat się nie wali! Dostrzeż, że nikt przy bliższym poznaniu nie jest idealny, ma mnóstwo wad, a jednak ludzie go lubią. Nie wszyscy, bo nie można wszystkim dogodzić. To mit. Są tacy, którzy ich nie lubią, a oni mimo to żyją i mają się dobrze! I wreszcie otwórz oczy na fakt, że nikt ci nie patrzy na ręce, nie czyha na błąd, nie ogląda pod lupą twoich niedoskonałości w wyglądzie, nie czeka na okazję, żeby wyśmiać i pokazać, że jesteś beznadziejny… Ludzie naprawdę mają ciekawsze rzeczy do roboty, niż zajmować się tobą i ciągle o tobie myśleć!:) A w dodatku nikt nie chce przyjaźnić się z ideałem!
Nie można mylić osoby nieśmiałej z introwertykiem, który woli się nie wychylać, tylko przeżuwa wszystko w sobie, czy z tzw. osobą schizoidalną. Ta druga to ktoś, kto nie znosi nadmiaru bodźców, woli żyć w swoim świecie i bardzo z tego powodu nie cierpi. Trochę cierpi, bo nie może stworzyć satysfakcjonującego związku, obecność drugiej osoby, która „ciągle” czegoś od niego chce, chce być blisko, męczy go, ale z drugiej strony chciałby nie być samotny. O ile „zwyczajnego” nieśmiałego można przekonać, że nie musi bać się ludzi, nauczyć go radzenia sobie w sytuacjach społecznych, o tyle introwertyka czy osoby schizoidalnej nie „przerobimy” na istotę społeczną.
Okazuje się też, że nieśmiałość może być uwarunkowana genetycznie. Świadczy o tym m.in. fakt, że dzieci zahamowane i nieśmiałe mają większą aktywność elektryczną prawej okolicy czołowej, która kontroluje emocje negatywne, a dzieci śmiałe wykazują większą aktywność lewej okolicy płatu czołowego, która jest zaangażowana w kontrolę emocji pozytywnych. Również osoby dorosłe o wysokim poziomie lęku mają większą aktywność prawego płata czołowego, niż osoby o niższym poziomie lęku. Wykazano również, że ślina nieśmiałych dziewczynek zawiera dwukrotnie więcej kortyzolu (tzw. hormonu stresowego) niż ślina śmiałych dziewczynek. Jerome Kagan i Nathan Fox z Uniwesrytetu Maryland uważają, że nieśmiałość ma silny związek z jądrem migdałowatym – to taka cześć w mózgu, centrum przetwarzające emocje. (Ten akapit napisałam na podstawie Wikipedii)

Jeśli jednak macie nadzieję, że wasza nieśmiałość jest wrodzona i to zwalnia was z pracy nad sobą, to poczytajcie dalej…

Wiem, co myślicie – „łatwo jej mówić”. Nie jeden nieśmiały próbował, ale gdy się odważył wyjść do ludzi, przeżywał katusze i musiał zrezygnować z dalszych prób. Bo czuje się wtedy zażenowany, skrępowany, zakłopotany, z lęku trzęsą mu się ręce, poci się, czerwieni, drgają mu mięśnie twarzy, ma zaciśnięte gardło i nie może wypowiedzieć słowa… Te dolegliwości sprawiają, że następnego razu woli unikać jak ognia.
W tym wypadku mamy już do czynienia z nerwicą. Czyli spirala się nakręciła – już nie z nieśmiałości, lecz z lęku przed tymi wszystkimi objawami, zwłaszcza przed tym, że są widoczne dla innych, nieśmiały wycofuje się z sytuacji, w których mogą się pojawić. A gdy się nie może wycofać, jest skoncentrowany na sobie, na swoich objawach a nie na byciu z ludźmi. I właśnie w ten sposób je wywołuje. Im bardzie się boi objawów, tym bardziej może być pewny, że je wyprodukuje. Pamiętacie przedwczesny wytrysk? To ten sam mechanizm, tylko w sytuacji intymnej a nie społecznej. Obawa, że objaw wystąpi, potęguje go. A nieśmiałość z objawami to tylko krok do fobii społecznej.
Można powiedzieć, że zwyczajna ludzka nieśmiałość, którą zna każdy, jest na początku kontinuum, a na końcu jest właśnie fobia społeczna – coś, co uniemożliwia normalne życie.

Nieśmiałość jest czymś normalnym, dopiero nadmierna staje się życiowym problem. Któż z nas nie czuje onieśmielenia, tremy, gdy musi wystąpić publicznie, być w centrum uwagi, zwłaszcza w dużej grupie ludzi? Oczywiście są osoby, który czują się wtedy jak ryba w wodzie - to przeważnie osoby narcystyczne czerpiące z tego poczucie wyjątkowości, którego potrzebują właśnie jak ryba wody. Ale większość, zwłaszcza nieobytych z taką sytuacją, przeżywa to samo, co osoba nieśmiała. Umie jednak, mimo tych uczuć, wykonać zadanie, nie wycofuje się.
Kolejnym momentem, gdy nieśmiałość dopada każdego, są pierwsze kontakty intymne, w ogóle wszystko, co jest nam nieznane, a jest przy tym ktoś, kto widzi nasze zakłopotanie, zagubienie, brak umiejętności. Ale znowu – osoba nie mająca problemu z nieśmiałością, mimo tych uczuć nie wycofa się. Za to zadba, by być wtedy z kimś, komu ufa, kto jej nie ocenia i nie wyszydzi.
Najtrudniejsze są sytuacje, w których pokazujemy SIEBIE. Nie maskę, którą przywdziewamy w powierzchownych kontaktach z ludźmi, lecz swoje prawdziwe JA – czyli swojej uczucia, emocje, pragnienia. Gdy dzielimy się swoimi głębokimi refleksjami, zdradzamy poglądy czy wartości, jakimi kierujemy się w życiu, gdy upominamy się o szacunek i respektowanie naszych praw, gdy prosimy o pomoc i pokazujemy, na czym nam zależy. Lęk, że nie zostaniemy przyjęci ze swoim prawdziwym JA, że nas ocenią, wyśmieją czyli trafią w czuły punkt i boleśnie zranią, to normalne, a nawet konieczne uczucie. Chroni nas przed wyborem niewłaściwych ludzi, niewłaściwej chwili. Ale gdy lęk jest zbyt duży i wynika z chorobliwej nieśmiałości, wtedy z nikim nie możemy być SOBĄ - nie możemy mieć wtedy przyjaciół ani stworzyć intymnego związku. Stanie też na przeszkodzie w osiągnięciu ważnych życiowych celów - osobistych i zawodowych i prowadzi do niezadowolenia z życia. Jeśli nieśmiałość przybierze postać fobii społecznej, może dojść do całkowitej izolacji i poczucia utraty kontroli nad życiem. W przypadku chorobliwej nieśmiałości czy fobii społecznej nie ma co liczyć na to, że poradzicie sobie sami! Ostrzegam, nieleczona nerwica nasila się!