Anna Lissewska - NASTOLATEK.PL

„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł GDY POKAŻĘ, ŻE MI ZALEŻY, ON/ONA UCIEKA, GDY PRZESTAJE MI ZALEŻEĆ, JEJ/JEMU ZALEŻY BARDZIEJ czyli… GONIENIE KRÓLICZKA

Schemat stary jak świat i niestety nie tylko wśród nastolatków. Piszę o tym przy okazji każdego tekstu o miłości, ale ze względu na powszechność problemu, należy mu się oddzielny artykuł.
W gonienie króliczka grają Ci, którzy boją się bliskości i zależności.
Albo dwoje ludzi na stałe obdziela się rolami, albo, co jakiś czas, wymieniają się nimi. Gdy jeden jest wiecznie uciekającym królikiem, a drugi wciąż go goni, wydaje się, że ten, co goni, pragnie bliskości i próbuje zmusić do niej tego, kto ucieka. Nic bardziej mylnego! Oboje nie chcą bliskości! Gdyby ten, który goni, naprawdę jej pragnął, zakochałby się w kimś, kto z okazywaniem uczuć, pełnym zaangażowaniem i byciem blisko problemu nie ma. Tymczasem to nie bliskość, lecz gonienie jest tym, co go pociąga. Owszem, cierpi, ale im szybciej zda sobie sprawę, że cierpi na własne życzenie i że w taki schemat wchodzi za każdym razem, tym większa szansa, że ze schematu wyjdzie. Najpierw jednak musi dostrzec pewną prawidłowość: nie są dla niego atrakcyjni ci, którzy są nim zainteresowani, pragnący z nim bliskości, oddani, lecz ci niedostępni lub niezdecydowani. Największe szanse mają u niego ci, którzy: flirtują a potem tyle ich widać, są chętni póki zdobywają, a jak zdobędą, tracą zainteresowanie i idą zdobywać gdzie indziej, nigdy nie mogą się opowiedzieć, zobowiązać, usiedzieć w miejscu…
Do tego, że to przejaw lęku przed byciem razem, może dochodzić przeświadczenie, że „ten, kto mnie chce, nie jest atrakcyjny, bo skoro zainteresował się takim nikim jak ja, sam musi być nikim”. „O mojej wartości świadczyłoby jedynie zainteresowanie kogoś nieosiągalnego, upragnionego przez wszystkich i gdyby z morza możliwości wybrał właśnie mnie.” Problem w tym, że gdyby zdarzył się „cud” i zostałby wybrany przez tego wyśnionego i nieosiągalnego, ten także okazałby się nikim… „bo skoro zainteresował się takim nikim, sam nim musi być”.
To, że lęk przed bliskością, zależnością i zaangażowaniem, oraz wynikającymi z tego konsekwencjami, to problem pary ludzi, a nie tylko tego, który goni, najlepiej widać, gdy „los” (piszę w cudzysłowu, bo przecież koleje losu to zazwyczaj wasza, choć nie zawsze uświadamiana sprawka) sprawi, że ten, który goni, przestaje to robić. Bo np. zainteresuje się kimś innym lub po prostu odechce mu się i zajmie się swoim życiem a nie bezowocnym zabieganiem o uczucia. Wtedy „króliczek” zatrzymuje się w ucieczce osłupiały: „jak to, nikt mnie nie goni?”, odwraca się i… podąża za swoim „myśliwym”. Role się odwracają do czasu, gdy myśliwy mając nadzieję, że króliczek zmądrzał i wreszcie będą naprawdę razem, pozwoli mu się dogonić. Ale im będą bliżej siebie, tym króliczek szybciej zerwie się do ponownej ucieczki. Jeśli jednak temu, który gonił, znudziło się na dobre (np. zmienił obiekt uczuć), króliczek często zamienia się w nieugiętego w próbach odzyskania, obiecującego, że już nigdy nie będzie uciekał, błagającego, by… być znowu gonionym. Tak, tak, nie miejcie złudzeń, że zrozumiał, i teraz jest już gotowy do naprawy związku. Niestety, rzadko kiedy, gdy uda mu się uprosić powrót, wytrzymuje w nim długo. Na ogół powrót potrzebny mu jest tylko do tego, by odzyskać poczucie wartości, nadwerężone byciem porzuconym i już nie gonionym. Fakt bycia gonionym często służy mu właśnie do tego – by czuć, że jest kimś ważnym, upragnionym, atrakcyjnym. Chodzi mu o ciągłe potwierdzanie tego, a nie o miłość.
Lęk przed byciem razem na dobre i złe i potrzeba ciągłego udowadniania sobie własnej wartości poprzez fakt, że jest się tak upragnionym, że aż ściganym, idą w parze. Osoba, która jest niepewna siebie, tego, kim jest i ile jest warta, musi przeglądać się w cudzych oczach w poszukiwaniu potwierdzenia. Inni właściwie służą jej tylko do tego, by być lustrami, w którym widzi swoje piękne odbicie. Ci, którzy upragnionego odbicia nie dają, bo widzą ją adekwatnie do rzeczywistości, nie są interesujący. Gdy opadają łuski z oczu po pierwszym zauroczeniu, czyli wówczas, gdy związek wchodzi w dojrzalszą fazę (patrz: WIELKA MIŁOŚĆ), osoba, która nie chce widzieć siebie tak, jak widzi ją na co dzień partner, szuka kolejnego wielbiciela, który zaspokoi pragnienie bycia wyjątkowym, podziwianym, uwielbianym, czyli bycia naj, naj w jego oczach, oczywiście do czasu, gdy i temu łuski spadną. Wymaga to nieustającej ucieczki, robienia w tył zwrot, gdy tylko minie pierwsza fascynacja. Pewnym rozwiązaniem jest skakać z kwiatka na kwiatek, albo wydłużać ten czas z jednym i tym samym partnerem - nie dając się poznać do końca, tworząc tajemniczy dystans, znikając, zwodząc… Nikt normalny czegoś takiego nie wytrzyma, więc do takiego pseudozwiązku wybierani są ci, którym schemat ganiania króliczka pasuje, jak się okazuje - z powodu ich emocjonalnych problemów. Z nimi, własne złudzenie, jakim to się jest cudownym i niezwykłym, skoro tak uporczywie gonionym, można podtrzymywać niemal w nieskończoność. Trudno w tej sytuacji mówić o miłości. Raczej o fałszywym uwielbieniu. To wykorzystywanie drugiego człowieka do podtrzymywania złudzenia: „jestem pępkiem świata i to innym zależy, żeby ze mną być, a nie mnie, ja mam nad nimi władzę”. Te osoby panicznie boją się rozstać z tą wizją. Wychodząc ze schematu bycia gonionym i wchodząc w dojrzały związek, musiałyby przeżyć fakt, że są zwyczajne jak każdy śmiertelnik i zależne. Że gdy kochają, ukochana osoba ma nad nimi pewien rodzaj władzy, a bliskość nie jest tylko na ich warunkach, że mogą czegoś pragnąć od drugiej osoby, a ona może im tego nie dać (bo nie chce, nie może, nie ma akurat czasu…), że nie są bardziej wyjątkowi od tego, z kim są, że świat nie kręci się wokół nich, tylko, jeśli chcą miłości, muszą też coś dać, troszczyć się o partnera zamiast tylko oczekiwać dla siebie, że partner to nie mamusia, która będzie skakać wokół nich i na kiwnięcie palcem zaspokajać wszystkie zachcianki bez względu na to, jak się ją traktuje, bo to zdrowy układ tylko w niemowlęctwie. Tylko dzidziusiowi wybacza się, że gryzie, drapie, wrzeszczy i karmi się go dalej.
Najgorszą wersją gonienia króliczka, bez względu na to, czy robi to dopadnięty królik, czy ten, kto go dogania, jest ta, w której chodzi o triumf, pogardę i ostatecznie o zniszczenie obiektu. Myliłby się ten, kto sądzi, że to zawsze szczęśliwy koniec, gdy uda się w końcu dopaść „ukochaną” osobę, bo ta skapituluje, myśląc, że faktycznie wszystkie starania w jej kierunku były wyrazem szczerych uczuć i chęci zbliżenia, lub odwrotnie, gdy zwodzący, dający obietnice, ale do tej pory umykający królik wreszcie ulega. To często niestety nie bajka: „i odtąd żyli długo i szczęśliwie”, lecz scenariusz jak z niejednego filmu, np. z „Niebezpiecznych związków” Stephen’a Frears’a na podstawie powieści Pierre'a Choderlos de Laclos o tym samym tytule: pozbawionemu skrupułów kobieciarzowi udaje się uwieść piękną, młodą narzeczoną, bynajmniej nie jego, choć ta się długo opiera, jest lojalna i wierna swojemu narzeczonemu, ale w końcu zaczyna ufać i poddaje się żarliwemu uczuciu upartego „wielbiciela”; nie ma pojęcia, że nie chodzi o miłość, a jedynie o zakład, intrygę i gierki znudzonych arystokratów. W naszym scenariuszu chodzi o triumf zdobywcy, a ten, który zaufa, zakocha się i odda - zostaje wzgardzony. Nie trudno się domyśleć, że mu to łamie serce i na długo pozbawia zaufania i wiary w miłość, a czasem nawet niszczy życie. Nie zawsze jednak ofiara jest młodą, naiwną panienką, którą było łatwo oszukać. Są tacy, którzy mają takie „dziwne szczęście”, że przytrafia im się to za każdym razem, gdy wierzą, że tym razem to już na pewno wielka miłość zapukała do ich drzwi. Już za drugim razem warto pomyśleć, czemu tak się dzieje. Czy przypadkiem bycie znowu porzuconą ofiarą nie służy właśnie temu, by sobie udowodnić, że miłości nie ma a mężczyznom/kobietom nie można ufać i dzięki temu kolejne lata nie ryzykować bliskości?
Nie tylko „króliki” powinny się nad sobą zastanowić. Także Ci, którzy gonią jak chart za wypchanym zającem, którego dogonić nie można: czy aby niczym się nie różnią od tych, których gonią. Tak samo boją się bliskości, tak samo gonią za udowodnieniem sobie swojej wartości. Gonią by dorwać lustro i zobaczyć w nim wreszcie swoje oblicze zwycięzcy: „jestem wyjątkowy, udało mi się to, co nie udało nikomu innemu!” Ekscytacja, która towarzyszy jednym i drugim, ma wypełnić wewnętrzną pustkę, zakryć fakt, że nie mają nic do dania, poza gonieniem, a także miałkość i nijakość ich życia, co musieliby poczuć, gdyby się zatrzymali.
Jedni i drudzy nie są gotowi do miłości. Goniąc czy uciekając, oddalają się od siebie nawzajem, od prawdy o SOBIE i od rzeczywistości, w której być z kimś, znaczy być RAZEM, a nie w wiecznej gonitwie.